RECENZJA: Doja Cat “Scarlet” (2023) (#1449)

Chyba nie ma innej grupy artystek, które potrafią wytworzyć wokół siebie takie zamieszanie, co przedstawicielki hip hopowej sceny muzycznej. Tak było kilka dekad temu, tak jest i współcześnie. Minione kilkanaście miesięcy to seria mniejszych bądź większych pożarów, jakie wybuchały wokół Amali Dlamini – amerykańskiej raperki znanej jako Doja Cat. Ciekawiło, czy przełożyło się to na porządny album.

Popularność Amali wystrzeliła w 2020 roku, chwilę po wydaniu przez nią krążka “Hot Pink” promowanego takimi przebojami jak “Boss Bitch” czy “Say So”. Jeszcze więcej szumu wywołał jego następca, “Planet Her”, kuszący m.in. “Woman”, “Kiss Me More” (feat. SZA) czy “Need to Know”. Doja w krótką chwilę stała się jednym z najgorętszych nazwisk w branży, z którym pracować chcieli wszyscy. Tymczasem ona nagle stwierdziła, że ma dość tej szopki i robienia za popową gwiazdkę. Drastycznie zmieniła image, zaczęła odcinać się od swojej starszej twórczości i grozić zakończeniem kariery, by na końcu wyskoczyć z albumem “Scarlet” będącym jej najbardziej rasowym dziełem.

Mogła Doja Cat twierdzić, że nie odpowiada jej muzyka, jaką nagrywała wcześniej, lecz paroma kompozycjami z tegorocznej płyty pokazuje nam, że wciąż z lekkim sentymentem patrzy w przeszłość. Wskazuje na to obecność zahaczających o r&b, neo soul czy pop rap lżejszych kawałków. Mamy tu chociażby niespieszne, bazujące na samplach z “Walk on By” Dionne Warwick “Paint the Town Red”. Jest seksowne r&b postaci “Gun” oraz trapowe, wychillowane “Go Off”. Przewija się i pop (“Agora Hills”, melodyjny refren “Can’t Wait”) oraz pościelowy mix r&b i neo soulu, którego nie powstydziłaby się i Solange (“Often”). Zaskakują nawiązania do jazzu (“97”, “Love Life”, “Skull and Bones”). Pięknie wybrzmiewa zwiewne “Attention” wzbogacone klawiszami pianina. Na podobnym patencie Doja leci w gorzkim “Balut”.

Mniej na “Scarlet” kompozycji wzburzonych, agresywnych i hałaśliwych. A obserwując poczynania Amali w mediach społecznościowych właśnie tak wyobrażałam sobie jej powrót do muzyki – kontrowersyjnie. Takie utwory są jednak w mniejszości. Uwielbiam punk rapowe, maniakalne “Demons” o atmosferze godnej slasherowych horrorów oraz jazgotliwe, trapowe “Wet Vagina”. Intrygują najntisowe, nerwowe “Fuck the Girls (FTG)” oraz wybuchowe, chłodne “Ouchies” z zasamplowanymi dźwiękami syren alarmowych – słuchanie drugiej z piosenek w aucie bywa jednak okraszone niepokojem.

Bez gości, z jeszcze większym zaangażowaniem i kontrolą każdego kolejnego ruchu. You follow me, but you don’t really care about the music nawija nam Doja Cat w piosence “Attention” obnażając niejako prawdę o współczesnym świecie, gdzie coraz bardziej liczą się urywki piosenek do tik tokowych filmików. Takie tik tokowe momenty ma na “Scarlet” i sama Amala, lecz warto zagłębić się w cały album. Jeśli ktoś jednak spodziewał się po Doja Cat większej rewolucji, ten lekko się zawiedzie. Sporo tu sprawdzonych momentów, lecz całość ma zdecydowanie mniej radiowy charakter aniżeli starsze płyty Amerykanki. Jest też ciężej i bardziej szorstko, chropowato.

Warto: Wet Vagina & Demons & Attention

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *