The Weeknd samplujący zespół, o słuchanie którego bym go nie podejrzewała. Sanah ponownie zawstydzająca polonistów. Matt Berninger przekładający na własną muzyczną wrażliwość utwór The Velvet Underground. Celeste w zaskakującym wydaniu. Te i inne piosenki towarzyszyły mi w pierwszym miesiącu 2025 roku.
Matt Berninger European Son (2021)
Zdążyłam już zapomnieć, że Matt Berninger z The National kilka lat temu miał solowy epizod. Tymczasem płyta “Serpentine Prison” wciąż ładnie gra, a nawet rozszerzona została o kilka dodatkowych nagrań. Najbardziej zaskakującym jest cover “European Son” zespołu The Velvet Underground. Noise rockowe brzmienie oryginału zostało złagodzone i, wbrew tytułowi, zamerykanizowane. Całość przypomina podkręconą wersję tego, co The National robili na debiutanckim krążku.
Angel Haze Never Seen (2021)
Jeszcze przeszło dziesięć lat temu wydawało mi się, że Angel Haze może stać się jedną z najpopularniejszych raperek. Tymczasem od dłuższego czasu artystka dryfuje gdzieś po obrzeżach show biznesu co jakiś czas próbując przypomnieć o sobie jakąś piosenką. W 2021 roku oddała w nasze ręce singiel “Never Seen”, którym ukazuje swoją łagodniejszą, dojrzalszą stronę, zamieniając dodatkowo nowoczesne bity na coś bardziej oldskulowego.
Cari Cari Dark Was the Night Cold Was the Ground (2018)
Austriacki zespół Cari Cari wcale nie brzmi jak projekt, który powstał w Centralnej Europie. Ze swoją muzyką od początku celują w amerykańskiego odbiorcę, proponując nam granie mocno osadzone w bluesie, westernowych klimatach i psychodelicznym rocku. Intryguje niespieszna kompozycja “Dark Was the Night Cold Was the Ground”, która jest właśnie taka, jak podpowiada nam jej tytuł – nocna, chłodna, szalenie klimatyczna.
of Montreal Panda Bear (1998)
Moim małym postanowieniem noworocznym jest pełne zanurzenie się w dyskografię artystów, których dotąd pomijałam. Na liście tej znalazła się formacja of Montreal, przez której pierwsze albumy już przeszłam. To specyficzna muzyka, do której zbyt często wracać nie będę, lecz utwór “Panda Bear” zabieram ze sobą w dalszą podróż. Niewiele w niej emocji, a wokale przykrywane są melodią, ale sama aranżacja przypomina pokręcony marsz żałobny (In the poison daylight I can hear shadows crawling over everything), co zatrzymało na sobie moją uwagę.
SZA Kitchen (2024)
Amerykańska wokalistka SZA nie spieszy się z wydawaniem nowej muzyki. Reedycję świetnie przyjętej płyty “SOS” zapowiadać zaczęła już kilka lat temu, ujawniając jej tytuł – “Lana”. W końcu wydawnictwo pełne bonusowych tracków trafiło do streamingu. Dokładniejszy odsłuch dopiero przede mną, ale już teraz zauroczyło mnie nagranie “Kitchen”, w którym SZA zmierzyła się z legendą The Isley Brothers i śmiało czerpała inspiracje z numeru “Voyage to Atlantis” z lat 70.
Celeste Everyday (2025)
Być może rozkręcający się właśnie rok przyniesie nam długo wyczekiwany, drugi studyjny krążek Celeste – wokalistki kreowanej lata temu na nową Amy Winehouse. Ona sama chyba miała dość tych porównań, bo neo soul zamienia na… gothic rock. Jej najnowszy singiel “Everyday” nie od razu uderza w nas całą swoją mocą, ale gdy już to robi, nie ma co po nas zbierać. Tak emocjonalna i ekscytująca Celeste jeszcze nie była.
Joy Crookes x Vince Staples Pass the Salt (2025)
Joy Crookes, wokalistka o irlandzkich i bangladeskich korzeniach, wydała w 2021 roku znakomity debiut “Skin” i postanowiła nieco nas torturować nie prezentując nam w ostatnich latach żadnych nowości. Aż w końcu udostępniła singiel “Pass the Salt”, na którym jest ostrzejsza i bardziej bezkompromisowa niż we wcześniejszych kawałkach. W tej szorstkiej wycieczce wgłąb neo soulu towarzyszą jej hip hopowe wstawki Vincego Staplesa.
The Weeknd House of Balloons / Glass Table Girls (2011)
Dziś The Weeknd nazywany jest nowym Królem Popu, lecz na początku swojej muzycznej kariery ponad przebojowe aranżacje stawiał eksperymenty i klimat. Idealnym przykładem jest dwuczęściowy kawałek “House of Balloons / Glass Table Girls”. W pierwszej części śmiało sięga po sample z “Happy House” zespołu Siouxsie and the Banshees z lat 80., w drugiej zaś jego bity stają się mocniejsze, niemalże industrialne, a on sam śpiew zamienia na melorecytację.
U2 Bullet the Blue Sky (1987)
Płyta “The Joshua Tree” zespołu U2 pełna jest wielkich kompozycji. Jedną z najlepszych i najbardziej epickich jest jednak “Bullet the Blue Sky”, którą Bono napisał w gniewie po tym, co zobaczył podczas podróży po Ameryce Środkowej. Ciężka, jazgotliwa aranżacja idealnie scala się z jego ekspresyjnym, agresywnym wykonaniem. A wy jakie pamiątki przywozicie z wakacji?
Sanah x Michał Bajor Elegia o… [chłopcu polskim] (2025)
Już myślałam, że po średnim albumie “Kaprysy” i trasie koncertowej Sanah da nam od siebie odpocząć, ona wraca do projektu, który w jej wykonaniu najbardziej przypadł mi do gustu. Artystka wraca do poezji i przy pomocy Michała Bajora rejestruje wiersz Krzysztofa Kamila Baczyńskiego powstały podczas II Wojny Światowej. Tematyka trudna, lecz efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Najbardziej podobają mi się utwory od Cari Cari i Celeste. Aha, i wciąż czekam na ten moment, kiedy Sanah da nam od siebie odpocząć. 😬
Pozdrawiam.