#216 Travie McCoy “Lazarus” (2010)

 

Wiele już razy byliśmy świadkami, kiedy z jakiegoś zespołu odchodził jego członek by spróbować szczęścia pod własnym nazwiskiem. Podobną historię obserwowaliśmy już nie raz. Przykładem, że solo można sporo osiągnąć jest Gwen Stefani (No Doubt) i Cheryl Cole (Girls Aloud). Nic już natomiast nie słyszymy o ex-członkiniach Pussycat Dolls. Jedynie Nicole się przebiła, ale i tak ma problem z wydaniem w USA swojej płyty. Wiele wskazuje na to, że Travie McCoy ustał obok Cheryl i Gwen. Jego zespół Gym Class Heroes jest średnio znany. Solowo natomiast Travie radzi sobie znacznie lepiej. Potwierdzeniem tego ma szansę być album „Lazarus” oraz sukces singli: „Billionaire” i „We’ll Be Albright”. Wydany z pomocą producentów (którzy nagrywali z Lady GaGą, Beyonce czy 30 Seconds to Mars) krążek może zwrócić uwagę wielu słuchaczy na McCoy’a. Czy na długo? A przede wszystkim – czy w ogóle warto?

Czytaj dalej #216 Travie McCoy “Lazarus” (2010)

#214 T.I. “No Mercy” (2010)


Dosięgnięcia po ten krążek zachęciła mnie piosenka „Castle Walls” z gościnnym udziałem mojej ukochanej Christiny Aguilery. Zanim jednak przejdę do konkretów warto nadmienić co nieco o samym T.I’u. „No Mercy” to już jego siódma płyta,więc za muzykę rapera zabrałam się z trochę za późno. Ale co mi szkodzi? Nie wiem, jak brzmiały jego poprzednie krążki. Przed końcem prac nad tą płytą T.I.trafił (znowu) do więzienia. Nie wnikam za co, grunt, że album w końcu wydał.Za bardzo jednak w promocji nie uczestniczył. „No Mercy” po polsku oznacza „bez przebaczenia”. Okładka, która nawiasem mówiąc bardzo mi się podoba, przedstawia rapera w dość refleksyjnym i spokojnym wydaniu. Aż chce się powiedzieć, że zrozumiał swoje błędy i obiecuje poprawę. W studiu T.I.’a wsparli tacy producenci jak Dr. Luke, Danja, Swizz Beatz. Zaplecze więc bardzo obiecujące.Nic więc dziwnego, że moja ciekawość domagała się szybkiego zapoznania się z tym krążkiem.

Czytaj dalej #214 T.I. “No Mercy” (2010)

#213 Florence + The Machine “Ceremonials” (2011)



Brytyjski zespół składający się z kobiety o zjawiskowym głosie (Florence Welch) oraz kilku całkiem rozgarniętych mężczyzn był jednym z największych objawień 2009 roku. Ich pierwszy album, którym otworzyli sobie drzwi do światowej kariery, nosi tytuł „Lungs”. Dałam się porwać magii muzyki prezentowanej przez Florence + The Machine. Jednak im dłużej słuchałam „Lungs”, tym bardziej była tą płytą znużona. Dziś oceniam ją znacznie gorzej. Do „Ceremonials” podeszłam z rezerwą. Obawiałam się, czy się to nie powtórzy. Najpierw oczarowanie, potem gorzka prawda. Stylistycznie nie wykonali żadnego kroku na przód. Ich muzyka to nadal indie pop z elementami rocka oraz soulu. Powtórka z rozrywki? Być może, grunt, że „Ceremonials” jest dużo lepsze niż debiut.

Czytaj dalej #213 Florence + The Machine “Ceremonials” (2011)

#212 Corinne Bailey Rae “The Sea” (2010)

 

Historia drugiej płyty utalentowanej Brytyjki Corinne Bailey Rae jest tragiczna. Dwa lata przed wydaniem albumu w tragicznych okolicznościach umarł ukochany mąż wokalistki. Przesadził z alkoholem i narkotykami. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak wielki musiał być to cios dla Corinne. Je płyta była już prawie gotowa, ale jak tu śpiewać o szczęśliwej, beztroskiej miłości w obliczu takiego nieszczęścia? Piosenki wylądowały więc w koszu a na ich miejscu pojawiły się nowe. Longplay “The Sea” utrzymany jest w klimacie akustycznego soulu z elementami r&b, jazzu i bluesa. Czytaj dalej #212 Corinne Bailey Rae “The Sea” (2010)

#211 Katie Melua “Piece By Piece” (2005)

Pierwsza płyta (“Call Off the Search”) zwróciła na nią uwagę słuchaczy. Ale to, co wydarzyło się po premierze drugiego albumu zatytułowanego “Piece By Piece” przeszło najśmielsze oczekiwania tej skromnej wokalistki pochodzenia gruzińskiego. Krążek zadebiutował na pierwszym miejscu najpopularniejszych płyt w Wielkiej Brytanii. Nawet w Polsce, gdzie sprzedaż płyt jest na bardzo niskim poziomie, “Piece By Piece” rozeszło się w prawie 50,000 egzemplarzy. Nie mała w tym zasługa “Nine Million Bicycles”, które w krótkim czasie opanowało nie tylko stacje radiowe, ale i serca i uszy fanów dobrej muzyki.

Czytaj dalej #211 Katie Melua “Piece By Piece” (2005)

#210 Within Temptation “Enter” (1997)

Within Temptation jest holenderskim zespołem grającym muzykę z pogranicza metalu symfonicznego oraz doom metalu. Swoją debiutancką płytę zatytułowaną “Enter” wydali w 1997 roku. Przyznam, że tytuł krążka jest bardzo trafny. “Enter” oznacza wejście. A zespół w dobrym stylu ‘wszedł’ na scenę. Główne skrzypce gra Sharon den Adel. Posługuje się ona mezzosopranem obejmującym 4 oktawy. Jej wokal jest delikatny, subtelny. Nieco operowy. Drugim ‘głosem’ zespołu jest Robert Westerholt. Pojawia się tylko w kilku numerach. Może jeszcze wyjaśnię o co chodzi z tym doom metalem, bo świetnie zobrazuje nam to, co znajdziemy na “Enter”. Gatunek ten charakteryzuje się ciężkim, psychodelicznym brzmieniem i śpiewem. Teksty utworów poruszają tematy depresyjne, melancholijne.

Czytaj dalej #210 Within Temptation “Enter” (1997)