TOP75: najlepsze albumy 2015 roku (50-26)

50. KARI KIMMEL BLACK Kiedy parę lat temu udostępniła twórcom serialu “The Walking Dead” do traileru swój utwór “Black”, inaczej swojej najnowszej płyty zatytułować nie mogła. Amerykańska wokalistka Kari Kimmel, inaczej niż serial, który zwrócił na nią moją uwagę, rekordów popularności nie bije. A szkoda, bo jej muzyka to zgrabne popowe, zahaczające o country, rocka i folk melodie, które brzmią po prostu amerykańsko. Twórczość Kari powinna spodobać się fanom Christiny Perri i Jewel. Album “Black” nie zawiera wiele tak rewelacyjnych numerów jak ten tytułowy, ale potrafi zająć mnie na długie godziny.

49. FIFTY SHADES OF GREY (SOUNDTRACK) Ilość znanych nazwisk, które pojawiają się na soundtracku, zagwarantowała płycie wielki rozgłos. Chociaż dziwić może zestawienie Annie Lennox obok Laury Welsh czy Franka Sinatry przy Beyonce, twórcy soundtracku do popularnego ‘porno dla gospodyń domowych’, „Fifty Shades of Grey”, wykazali się niebywałym sprytem i wyczuciem. Tej mieszanki naprawdę dobrze się słucha. Jeden z najbardziej przyciągających i nietuzinkowych soundtracków ostatnich paru lat.

48. NOEL GALLAGHER’S HIGH FLYING BIRDS CHASING YESTERDAY Na rychły powrót Oasis, jednej z czołowych brytyjskich kapel lat 90., się nie zanosi, ale melomani nie zostali z niczym. Nowy zespół już jakiś czas temu rozkręcił Noel Gallagher. Nowy album jego kapeli, “Chasing Yesterday”, to nieudziwnione, rockowe granie. Płyta wielokrotnie towarzyszyła mi podczas wykonywania codziennych czynności. Nigdy jednak uważniej się w nią nie wsłuchiwałam, a i tak refreny wielu piosenek zostały mi w głowie.

47. NNEKA MY FAIRY TALES Wokalistka oczarowała mnie swoim albumem “No Longer At Ease”. Nieco mniej do gustu przypadło mi “Soul Is Heavy”. “My Fairy Tales” również ne zbliża się do niezwykle udanej płyty z 2008 roku, ale i tak słucha się tego dobrze. Nneka zrezygnowała z wielu neosoulowych i hop hopowych naleciałości, i skupiła się na… reggae. Jej nowe utwory (a jest ich jedynie dziewięć) przyjemnie bujają. Pozbawione są jednak typowych dla karaibskiej muzyki promieni słońca. Napisane przez artystkę tytułowe bajki nie zawsze kończą się happy endem.

46. ENYA DARK SKY ISLAND Kilka lat już minęło od premiery ostatniej studyjnej płyty Enyi, “And Winter Came…”. Artystka, zaczynająca swoją karierę w późnych latach 80., wciąż potrafi zjednywać sobie słuchaczy, choć z pewnością istnieje też duża grupa, której muzyczny “zastój” wokalistki przeszkadza. Jednak jeśli coś jest dobre, to po co to zmieniać? A takie właśnie są delikatne, baśniowe i pełne wyczucia new age’owe kompozycje Enyi, których najlepiej słucha się w zimowy czas, obserwując spadające za oknem płatki śniegu.

45. JAZMINE SULLIVAN REALITY SHOW Po premierze “Love Me Back”  Amerykanka zarzekała się, że jej czas już minął. Pięć lat później otrzymaliśmy na szczęście jej nowy krążek, którym Jazmine zachęca nas do podglądania swojego życia. Chociaż Sullivan milczała tyle czasu, trzymała rękę na pulsie. Mimo, iż jej piosenki obracają się w stylistyce r&b, nie raz wzbogacone zostały o nowoczesne bity i elektroniczne naleciałości. Całość nie straciła na szczęście klimatu i wyrazu.

44. IMAGINE DRAGONS SMOKE + MIRRORS Imagine Dragons nagrali płytę minimalnie tylko lepszą od przyjemnego debiutu. „Smoke + Mirrors” zyskuje dzięki temu, że więcej na nim piosenek, które wpadają w ucho, chociaż często nie dorównują one przebojowością starszym nagraniom grupy. Podoba mi się to, że na drugim albumie Amerykanów panuje nieco posępny, ponury nastrój, który świetnie współgra z rockowo-elektronicznym brzmieniem. Dobre wrażenie dopełniają barwny wokal Dana Reynoldsa i niezłe teksty.

43. KELELA HALLUCINOGEN EP Pojawiła się ni stąd ni zowąd w 2013 roku, prezentując mixtape “Cut 4 Me”. Potem było kilka gościnnych występów (m.in. u Kindness w “World Restart” i BOOTS “Autumn (Lude I)”) i zapowiedź nowej epki. Premierę “Hallucinogen” trochę przekładano, ale podejrzewam, że spowodowane to było chęcią dopracowania materiału, bo piosenki brzmią tak, że nie mam się do czego przyczepić. Niby Kelela chce być gwiazdą r&b, ale nieobce jej elektroniczne, klubowe a nawet neosoulowe melodie. Jej longplay będzie znakomity.

42. PANDA BEAR PANDA BEAR MEETS THE GRIM REAPER Panda Bear spotyka ponurego żniwiarza – tytuł nowego albumu znanego z Animal Collective wokalisty i muzyka brzmi dość posępnie. I takim też, mimo swojej wściekle kolorowej okładki, jest wydawnictwem. Na płycie królują psychodeliczne, elektroniczne dźwięki, które nie zawsze charakteryzują się smutnym, przygnębiającym klimatem. One tylko równoważą warstwę liryczną, bo teksty Panda Bear kręcą się głównie wokół tematyki śmierci.

41. ELLE KING LOVE STUFF Blond włosy, idealne kreski na powiekach i pyzata buzia. A w środku tego sympatycznego “opakowania” jeden z najlepszych i najciekawszych nowych głosów na muzycznej scenie – lekko zachrypnięty, pozbawiony słodkości i szorstki ale zapadający w pamięć. Elle King na swoim debiutanckim albumie “Love Stuff” śmiało sięga po takie gatunki jak blues, rock, country a nawet soul czy pop. Cała ta mieszanka daje album naprawdę porządny i solidny, choć nieprzesadnie wymuskany i przeprodukowany. Takie wokalistki jak Elle bez wątpienia są nam potrzebne, bo pokazują, że kobiety wcale nie są słabą płcią odnajdujące się najlepiej w lekkich numerach. 

40. KORTEZ BUMERANG Są tacy artyści, którym dużo do zrobienia dobrego efektu nie trzeba. Gitara, melancholijna barwa głosu i chęci pokazania słuchaczom fragmentu swojego świata przez szczere, emocjonalne teksty – oto przepis na sukces nie tylko Finka, Skubasa czy Hoziera, ale i nowego polskiego “chłopaka z gitarą” – Korteza. Chociaż muzyka zawarta na jego debiutanckim albumie “Bumerang” nie jest zbyt skomplikowana, po raz kolejny daję się przekonać, że proste, bluesowe formy wystarczą, by piosenki Polaka wracały do mnie niczym tytułowy bumerang.

39. BLACK ATLASS JADE Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z muzyką Alexa Fleminga, ukrywającego się pod pseudonimem Black Atlass. Było to pod koniec 2013 roku podczas koncertu Woodkida. Młody wokalista występował jako support, niezbyt skutecznie rozgrzewając publiczność. Było widać, że stawia dopiero swoje pierwsze kroki na estradzie. Wydana dwa lata później płyta “Jade” sprawiła, że nie poznałam tego chłopaka. Piękne, zmysłowe i intymne kompozycje, obracające się w stylistyce r&b, elektroniki i soulu, tworzą album, w którym można się zakochać.

38. BALTHAZAR THIN WALLS Najlepszy belgijski produkt eksportowy? Kiedy Selah Sue nieco podwinęła się noga, mianem tym z powodzeniem pochwalić się może zespół Balthazar, którego trzeci album “Thin Walls” to naturalna kontynuacja stylistyki “Applause” i “Rats”. Ponownie otrzymaliśmy harmonijny, urokliwy i całkiem przebojowy “brytyjski” indie pop, nieraz zaaranżowany na dwa czy nawet trzy głosy. Jest pogodnie, wiosennie i bardzo zwiewnie. Po raz kolejny Balthazar zaskakują przemyślanymi, bogatymi melodiami. Mimo prostej okładki zawartość to spójna, lecz pełna pomysłów mikstura.

37. MELANIE MARTINEZ CRY BABY Dzięki swojemu nieszablonowemu podejściu do muzyki pop Melanie postawić możemy obok takich wokalistek jak Marina & the Diamonds, Natalia Kills czy Kerli (z czasów debiutu). Chociaż album „Cry Baby” wydawać się może przesłodzony, mieniący się laleczkowym różem i aż lepiący się od cukru, równowagę zapewniają szczere, gorzkie historie zawarte w kompozycjach. I to właśnie teksty są największą mocą debiutu Amerykanki. Przede wszystkim dlatego, że napisane są zrozumiałym językiem. Melanie nie bawi się w wymyślanie dziwacznych porównań czy metafor, lecz przedstawia wszystko „oczami dziecka”. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się jej kariera.

36. ANGEL HAZE BACK TO THE WOODS W ostatni dzień 2013 roku wydała debiutancki album “Dirty Gold”. Płyta jest udana i poprawna, ale nie dorównuje wcześniejszym epkom i mixtape’om Angel. Chwilami wydawnictwo było nawet za lekkie i niezajmujące. Te błędy zostały poprawione na “Back to the Woods”. Haze dojrzała. Słychać to nie tyle wtedy, kiedy rapuje (co wychodzi jej świetnie), co w… śpiewanych kompozycjach. Są one nostalgiczne i poruszające, ale prawdziwe cuda dzieją się w agresywnych, ostrych hip hopowych numerach. Wybaczcie Nicki, Eve, Missy – dzisiejszym numerem #1 jest właśnie Angel.

35. THE ARCS YOURS, DREAMILY Dan Auerbach co jakiś czas odłącza się od Patricka Carney’a, kolegi z którym tworzą rewelacyjny duet The Black Keys. Efektem nowych muzycznych poszukiwać Dana jest kapela The Arcs, która zadebiutowała w 2015 roku albumem “Yours, Dreamily”. Czy projekt będzie kontynuowany czy też nie – tego nie wiemy. Liczę jednak na ciąg dalszy, bo muzyka grupy odbiega od the black keys’owskich standardów. Blues, choć obecny, ustępuje miejsca retro graniu, a także… muzyce pop i soul. “Yours, Dreamily” to ciekawa, choć wymagająca cierpliwości płyta.

34. MADONNA REBEL HEART (DELUXE) Madonnie w ostatnich latach przekrzywiła się korona, a na tron zasadzało się kilka innych wokalistek. Nową płytą odzyskała moją sympatię. „Rebel Heart” jest naprawdę porządnym albumem, zawierającym masę przebojowych kompozycji, wyprzedzających o lata świetlne twórczość rywalek artystki. Czuć, że Madonna w jego przygotowanie włożyła całe zbuntowane serce. Na swoim najnowszym krążku wokalistka odważnie sięga po elektroniczne brzmienia, świetnie łącząc je z popem i muzyką taneczną. Płyta najbardziej zyskuje w wersji deluxe.

33. BEACH HOUSE THANK YOUR LUCKY STAR Pod koniec wakacji zdążyli wydać album “Depression Cherry”, a dwa miesiące później zaprezentowali nam kolejny krążek. Na depresyjną wiśnię zbyt dużej ochoty nie miałam, ale jej następcę dość długo katowałam. Niby płyty to podobne (dream popowe, senne, marzycielskie), ale jednak inne. Dużo się na nich muzycznie nie dzieje, ale za to Beach House świetnie grają nastrojami. “Thank Your Lucky Star” sprawia jednak wrażenie pochmurniejszego, smutniejszego wydawnictwa. Iście jesienny album.

32. ANDRA DAY CHEERS TO THE FALL Na takie debiuty (i albumy) zawsze czekam. Amerykańska wokalistka Andra Day na moim “celowniku” pojawiła się nagle. Pojawiła się na poświęconej twórczości Niny Simone składance, wykonując “Mississippi Goddam”. “Cheers to the Fall” kontynuuje ten wątek, racząc nas dobrze zaaranżowanymi utworami z pogranicza soulu, jazzu i r&b, które równie dobrze powstać by mogły parę dekad temu. Ozdobą nagrań jest oczywiście sama Andra Day, której barwa głosu przywodzi na myśl Palomę Faith, a same kompozycje z pewnością spodobają się fanom Adele, Amy Winehouse i Etty James.

31. LEONARD COHEN CAN’T FORGET: A SOUVENIR OF THE GRAND TOUR Niektórzy artyści się nie starzeją. Osiemdziesięcioletni Leonard Cohen jest tego najlepszym przykładem. Zamiast siedzieć w domu, wydaje płyty. Rok temu dwie (live i album z premierowymi utworami). W tym w nasze ręce oddał zapis kilku prób przed koncertami z ostatniej trasy. Znalazło się tu  miejsce dla kilku nowych, znakomitych kompozycji. Ciekawa płyta, pozwalająca jeszcze bardziej zbliżyć nam się do artysty.

30. BOSCO BOY EP Muzyka elektroniczna, jak już nie raz wspominałam, ma wiele twarzy. Przy komputerach siedzi David Guetta, ale w te same zabawki wyposażeni są także inni twórcy. I to właśnie wyczarowana przez nich epka “BOY” amerykańskiej wokalistki BOSCO szybciej trafia w mój gust. Jej dźwięki PBR&B są wtórne (piszę to bez rozżalenia, serio!), a sama wokalistka wydaje się być osobą zapatrzoną we FKA twigs i podobnie celującą w pozbawione większych emocji wykonania. Ale coś w tej muzyce jest, że chce się tego słuchać. 

29. ALABAMA SHAKES SOUND & COLOR Dawno już zza Oceanu nie przybył do nas taki zespół. “Sound & Color”, drugie dzieło Alabama Shakes, zdobyło jeszcze większy rozgłos niż poprzednik (“Boys & Girls” z 2012 roku). “Głosem” grupy jest charyzmatyczna Brittany Howard, której mocny wokal przypomina o Janis Joplin. Muzyka Alabama Shakes to wspaniała, porywająca mieszanka bluesa, soulu, funku i rocka. Często narzekam na amerykański muzyczny fast food, który dociera do Europy. Odrzućmy miałkie brzmienia i wsłuchajmy się w pełne barw i duszy kompozycje zespołu z Alabamy.

28. THE DUMPLINGS SEA YOU LATER Wydany rok temu debiutancki album “No Bad Days” młodego polskiego duetu The Dumpling to płyta, której słucham raz na dłuższy czas. Wydany po roku krążek “Sea You Later” pokazuje nam zupełnie inne oblicze zespołu. The Dumplings przejęli pełną kontrolę nad swoją muzyką i zanurkowali w rejony mroczniejszej elektroniki. Był to strzał w dziesiątkę. Album jest intrygującym, hipnotycznym dziełem, do którego aż chce się wracać by na nowo chłonąć te melodie.

27. MARILYN MANSON THE PALE EMPEROR Zuza i “księże ciemności”? Życie lubi zaskakiwać. O ile dotychczas nie wpadłam na pomysł, by zapoznać się z dyskografią Marilyna Mansona, tak single zapowiadające “The Pale Emperor” mnie zaintrygowały. Nie spodziewałam się ostrej, hałaśliwej płyty. I takiej też nie dostałam. Nowe wydawnictwo Mansona zmierza w kierunku blues rocka. Mrocznego, dojrzałego, nie pozbawionego elegancji. Jack White ma nowego, poważnego konkurenta. Świetnie się tego słucha.

26. SEXWITCH SEXWITCH Należę do tych osób, które rozczarowane były ostatnim albumem Bat For Lashes, “The Haunted Man”. Wokalistce zabrakło pomysłu na to wydawnictwo, ale – jak pokazuje imienna epka jej nowej kapeli SEXWITCH (Natasha nawiązała współpracę z zespołem Toy) – blokada twórcza została pokonana. Sześciotrackowe wydawnictwo to zestaw coverów piosenek m.in. z Iranu i Maroka, przerobionych na psychodeliczne, rockowo-folkowo-elektroniczne brzmienie. Czasem jest głośno, czasem aż podejrzanie spokojnie. Cisza przed burzą? Jak najbardziej. Liczę na to, że projekt Bat For Lashes i Toy doczeka się kontynuacji.

9 Replies to “TOP75: najlepsze albumy 2015 roku (50-26)”

    1. Znam dokładnie te same albumy co Asia. Reszta jest mi obca.

      Imagine Dragons – Bardzo optymistyczny album. Niesamowicie udane, melodyjne kompozycje + fenomenalny wokal. Dobrze się przy nim odpoczywa od mhrocznego metalu.
      Madonna – Pierwszy album królowej jaki przesłuchałam w całości i naprawdę pozytywne zaskoczenie. Jedna z solidniejszych zeszłorocznych popowych propozycji. Różnorodnie, nowocześnie i z klasą.
      Marilyn Manson – Księże Ciemności? Ja bym powiedziała, że Król Metalu, ale to ja. Chociaż The Pale Emperor wcale metalem nie jest. Zdecydowanie to najbardziej dojrzały i spójny album w karierze Mańka. Teraz jestem ciekawa Twojej opinii na temat “Mechanical Animals”. Sądzę, że jeszcze bardziej Ci się spodoba.

      Pozdrawiam, NAMUZOWANI

  1. Podpisuję się wszystkimi kończynami pod tym, co napisałaś o Kortezie. Ja mam z resztą podobnie z Leskim i Fismollem.
    I matko, co ten beznadziejny muzycznie Manson tu robi? Z całym szacunkiem, ale pod względem artystycznym facet reprezentuje sobą bardzo, bardzo malutko.

  2. Z powyższej listy znam chyba tylko album Mansona, ale go uwielbiam. Nawet przed chwilą go słuchałam 🙂
    Zamierzam się zabrać za album Andry, wystąpiła w reklamie która często leciała gdy oglądałam serial i spodobał mi się jej głos 🙂

  3. Zespół Noela z Chasing Yesterday wymiata jak dla mnie 🙂 Dla mnie razem z “Unbreakable”
    Janet Jackson nie mieli konkurencji. Dobrze, że obie płyty są w Twoim zestawieniu 🙂 Szkoda, że tak nisko 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *