#879 Nicki Minaj “Queen” (2018)

Świat hip hopu dla kobiet jest bardzo okrutny. Nie dość, że są w zdecydowanej mniejszości, to jeszcze próbuje się je między sobą skłócać i nakręcać wśród nich konkurencję, jakby nie mogąc sobie wyobrazić, że kilka raperek na raz może robić niezłą karierę. Korona jest podobno tylko jedna. Przechodnia, ale jedna. Kiedyś mocno siedziała na głowie Lauryn Hill, później dzierżyły ją Lil Kim i Missy Elliott. Od paru lat najlepiej sprzedającą się raperką jest Nicki Minaj, która na królową hip hopu postanowiła koronować się sama, nadając tytuł “Queen” swojej czwartej studyjnej płycie.

Za pochodzącą z Trynidadu i Tobago artystką ciężko jest zatęsknić. Może i jej ostatni album “The Pinkprint” ukazał się niemalże przed czterema laty, ale ona sama gościnnie udziela się w cudzych nagraniach częściej niż jakakolwiek inna raperka. Tylko w 2017 i 2018 roku usłyszeć ją mogliśmy m.in. u Calvina Harrisa, Nicka Jonasa, Katy Perry, Post Malone i Fergie. Minaj w towarzystwie lubi pobłyszczeć także na własnych płytach. Nic więc dziwnego, że i album “Queen” proponuje nam kilka nowych kolaboracji.

Najlepiej z featuringów wypada “Coco Chanel”. W tym ciemnym, łączącym klimat nocnego Nowego Jorku z karaibskimi korzeniami Minaj numerze udziela się Foxy Brown*. Świetnie wypada też lżejsze “Majesty” z niemalże folkowymi przyśpiewkami Labrintha i rozpędzonym Eminemem. Lubię także dirty “Rich Sex” (feat. Lil Wayne) oraz niespieszne, trapowo-egzotyczne “Sir” (feat. Future). Zawodzi kolaboracja z The Weeknd postaci nudnego, budowanego chłodnymi syntezatorami “Thought I Knew You”. “Queen” obyłoby się także bez niczym się nie wyróżniającego, rozciągniętego do sześciu minut “Chun Swae” (feat. Swae Lee). Największą porażką jest jednak popowe, przesłodzone “Bed” (feat. Ariana Grande), które brzmi jak popłuczyny po udostępnionym w tym samym czasie “Dance to This” Troye’go Sivana, notabene także z gościnnymi wokalami młodej Amerykanki.

Solowy zestaw wygrywa “Barbie Dreams”, zabawna, bazująca na “Just Playing (Dreams)” The Notoriousa B.I.G.’a piosenka, w której raperka wspomina swoich kolegów po fachu nawijając o tym, co chętnie by z nimi robiła. Dobre wrażenie robią też tropikalne “Ganja Burns”; delikatne, rhythm’and’bluesowe “Run & Hide”, w którym Nicki odsłania przed nami swoje wrażliwsze oblicze; bounce’ujące “LLC” czy w końcu prosta ballada “Come See About Me”, w której Minaj stawia na śpiewanie (utwór jest bardziej popową odpowiedzią na “Grand Piano” z poprzedniego wydawnictwa) – istnieją setki lepszych numerów tego typu, ale raperka tak rzadko stawia na prawdziwe smutne emocje, że nie potrafiłam przejść obojętnie obok jej refleksji o próbie prowadzenia prywatnego życia w blasku fleszy i wątpliwościach, które od czasu do czasu ją nachodzą. Od samego początku jestem także fanką po prostu porządnie wykonanego “Miami”.

Największą bolączką albumu “Queen” Nicki Minaj jest jego długość i mnogość tracków. W połowie bardzo łatwo stracić wątek i zwyczajnie się pogubić. Tym bardziej, że raperka na większe eksperymenty nie jest otwarta i chętnie trzyma się sprawdzonych patentów. Przez co spora część płyty (w tym i numery, o których nie wspominałam, bo nie było po co – m.in. “Hard White” i “Chun-Li”) obracają się wśród hip hopowo-trapowo-rhythm’and’bluesowych brzmień. Także lirycznie “Queen” jest krążkiem dość monotonnym. Nicki w większości kawałków patrzy na innych z góry, rozdmuchując swoje ego do znaczących rozmiarów. Na jej czwartym albumie brakuje mi choć paru potencjalnych hitów, które mogłyby trochę dłużej pobłąkać się po mojej głowie. Żałuję, że Minaj nie wpadła na pomysł zrobienia z “Queen” dwóch odrębnych wydawnictw.

Warto: Coco Chanel & Barbie Dreams & Miami

*Co ciekawe Foxy Brown w 2010 roku udostępniła utwór “Hold Yuh”, w którym oskarża Nicki Minaj o bycie sztuczną pop-gwiazdką. Na 2018 rok planuje powrót z pierwszą od 2001 roku płytą, więc, jak widać, wsparcie popularniejszej koleżanki po fachu może okazać się cenne.

5 Replies to “#879 Nicki Minaj “Queen” (2018)”

  1. Nigdy nie słuchałem w całości żadnego z jej albumów, bo taką muzykę jestem w stanie wytrzymać w stosunkowo małych dawkach. Jak się pojawi gdzieś w featuringu, to nawet posłucham, bo ogólnie czuję do niej sympatię i lubię za poczucie humoru, ale po całą płytę sięgać nie mam zamiaru, szczególnie z taką ilością utworów, po których kilka dni temu z nudów sobie trochę poskakałem. Nic mnie nie zatrzymało na dłużej, niestety.

    U mnie nowy wpis – zapraszam.

  2. Słuchałam po tym jak część społeczeństwa tak się nim zachwycała, jest kilka fajnych kawałków,ale całosć po pewnym czasie mi się zlewa :/ Wolałam poprzedni krążek :3 Miłej niedzieli ❤️

  3. Lubię czasem posłuchać Nicki, ale nie na tyle, aby od razu brać się za albumy. Kawałki, które załączyłaś, są spoko, ja zniechęciłam się od razu na “Barbie Dreams”.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *