#1179 Lava La Rue “Butter-Fly” (EP) (2021)

Mieszkającej i tworzącej w Londynie Avie Laurel nie można zarzucić lenistwa. Działająca pod pseudonimem Lava La Rue wokalistka i raperka angażuje się w wiele projektów muzycznych i społecznych. W minionym roku współtworzyła album “No Smoke Vol. 2” ze swoim kolektywem Nine8, lecz znalazła czas, by zarejestrować coś pod własnym pseudonimem.

Trzy lata po epce “Letra” i dwa po mixtapie “Stitches” Lava La Rue zaprezentowała mini album “Butter-Fly”, po raz kolejny udowadniając, że lepiej wypada w krótszych formach. Zawierające pięć premierowych nagrań wydawnictwo zdaje się być zapowiedzią wiosny. Swoistym dźwiękowym przedwiośniem.

Nowy rozdział swojej kariery artystka rozpoczyna kobiecym, płynącym na synth-rhythm’and’bluesowym, nieco vintage’owym (smyczki!) podkładzie utworem “Magpie”, w którym największe wrażenie robi rozmarzony refren. Jej melorecytacja w zwrotce przywodzi zaś na myśl stare kawałki Lily Allen. Piosenka jest najbardziej udanym momentem epki. Po jakimś czasie cieplej spojrzałam na “Angel”, które łączy w sobie dance-funkowe rytmy z psychodelicznymi rozwiązaniami znanymi z numerów Tame Impala. Żywsze melodie nie odpuszczają z początku balladowego i eterycznego “Goofy Hearts Club”, choć przez cały numer Lava zdaje się nieustannie bujać w obłokach. Dwie pozostałe kompozycje robią niestety mniejsze wrażenie. W hip hopowym, stonowanym “G.O.Y.D.” londyńska wokalistka uznać musi wyższość baśniowego występu Clairo. Zaś zamykające epkę “Lift You Up” aż prosi się o szczodrzejsze potraktowanie go hałaśliwszymi, wygrywanymi na perkusji partiami mogącemu nadać piosence jeszcze głębszego niepokojącego, neurotycznego klimatu. Jest za grzecznie.

Podoba mi się to, iż Lava La Rue przy okazji każdego ze swoich projektów pokazuje, że to ona trzyma kierownicę i decyduje o kierunku swojej jazdy. To nie jest muzyka nastawiona na listy przebojów. Ava kieruje swoje nagrania do miłośników londyńskiej undergroundowej sceny. Hip hop i r&b ponownie są dla niej tylko punktami wyjściowymi. Nadal bliżej mi do “Letra”, lecz doceniam romantyczny charakter “Butter-Fly” i wydaje mi się, że jeszcze nigdy Lava La Rue się tak przed nami nie otworzyła. Tu wychodzi do nas z sercem i duszą na dłoni.

Warto: Magpie

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *