RECENZJA: Caroline Polachek “Desire, I Want to Turn Into You” (2023) (#1383)

Zaledwie przed kilkunastoma dniami rezerwowałam sobie czas dla płyty Caroline Polachek, “Pang”, i mogłabym zrobić sobie dłuższą przerwę od jej twórczości, jednak materiał, jaki na niej zastałam, na tyle mnie zaintrygował, że wracam do was dość szybko z wrażeniami po spotkaniu z jej tegorocznym krążkiem – “Desire, I Want to Turn Into You”.

Wydany pod koniec 2019 roku album “Pang” nie doczekał się odpowiedniej promocji, gdyż planowaną trasę koncertową przerwała pandemia. Przerwę Caroline wykorzystała na kontynuowanie nawiązywania znajomości z innymi artystami – usłyszeć ją można m.in. w piosenkach “New Shapes” Charli XCX czy “Sirens” Flume. Zaczęła także kompletować utwory na swoją kolejną płytę, a pierwszy singiel ją zapowiadający wypuściła już w 2021 roku. Z premierą “Desire, I Want to Turn Into You” wstrzymała się jednak do tegorocznych Walentynek, choć nie jest to płyta specjalnie romantyczna czy przesłodzona.

Piosenka rozpoczynająca album jest jednym z najlepszych openerów, na jakie natknęłam się w ostatnich miesiącach. “Welcome to My Island” jest popowo-new wave’owym nagraniem o zaraźliwych hookach i świetnych gitarowych momentach. To brzmi jak perfekcyjny, nowoczesny, popowy hymn dźwiękowej wyspy, na jaką zaprasza nas artystka. Euforia nieco spada wraz z nadejściem trip hopowego, stonowanego “Pretty in Possible” oraz utrzymanego w klimacie minimalistycznego popu “Bunny Is a Rider” – obie te piosenki prezentują się nieco infantylnie ze swoimi czy to nuceniem, czy gwizdaniem. Zaskoczył mnie za to mój ciepły odbiór “Sunset”. Polachek przekładająca na własny język flamenco oddaje w nasze ręce numer wakacyjny, choć podszyty nostalgią. Kupuję to w całości. Na przeciwnym końcu ląduje za to “I Believe”, które zagubiło się na eurodance’owych parkietach lat 90. oraz elektroniczne, nie zwracające na siebie większej uwagi “Smoke”. Ciekawiej niż te dwa utwory wypada kolaboracja “Fly to You”, w której eksperymentalizm Grimes połączony został z oazą spokoju, jaką jest Dido.

Znaczącą część płyty zajmują nagrania o balladowych wydźwiękach. Szczególnie polecić warto ambientowe, eteryczne “Crude Drawing of an Angel” oraz minimalistyczne, baśniowe “Hopedrunk Everasking” o wspaniałych wokalach. Sporo uroku ma także senne, brzmiące klasyczniej “Butterfly Net”, podczas gdy trip hopowe “Billions” zaskakuje wykorzystaniem chóru. Jedyny problem mam z “Blood and Butter” – nie słyszę w tej piosence Caroline, ale dziwaczny miks folk popu przemieszanego z trip hopem rodem z “Solar Power” Lorde zestawiony z dudami, które przypominać mogą o brytyjskiej twórczości Kate Bush.

Caroline Polachek po raz drugi popełniła album, którym w całości zachwycać się nie potrafię, lecz którego fragmenty udowadniają nam, że mamy do czynienia z jedną z najbardziej osobliwych i nietypowych kobiecych postaci na popowej scenie. Tego popu nie ma się co bać – amerykańska wokalistka z tego gatunku robi bazę do dalszych eksperymentów. Na “Desire, I Want to Turn Into You” lepiej niż wcześniej zbalansowała radiowe nagrania z trudniejszymi w odbiorze kompozycjami, a zachęcające do potupania nóżką lekkie numery z niekonwencjonalnymi balladami.

Warto: Welcome to My Island & Sunset & Hopedrunk Everasking

One Reply to “RECENZJA: Caroline Polachek “Desire, I Want to Turn Into You” (2023) (#1383)”

  1. Nie rozumiem trochę fenomenu “Pang”, bardziej spodobało mi się “Desire”. Wciąż wracam do kawałka “Welcome to My Island”.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *