RECENZJA: Sarsa “*jestem Marta” (2023) (#1438)

Blisko dekadę temu Marta Markiewicz stanęła do walki o statuetkę dla najlepszego polskiego głosu w programie “The Voice of Poland”. W okolicach finału zrezygnowała z dalszego udziału w show, lecz jej barwna, nieco dziwaczna postać nie została przez widzów zapomniana. Wręcz przeciwnie – singiel “Naucz mnie” królował w rozgłośniach radiowych i uczynił z Sarsy (taki pseudonim przyjęła Marta) jedną z najpopularniejszych artystek w kraju nad Wisłą.

Nie będę ściemniać – widziałam występy Markiewicz w programie i po jej autorskiej twórczości spodziewałam się po prostu więcej. Tymczasem jej albumy okazały się być zbiorem średnio zajmujących popowych kompozycji. Wpadających w ucho, lecz nie zachęcających mnie do ponownego zagłębiania się w nie. Powoli ze swojej strefy komfortu Sarsa zaczęła wychodzić na krążku “Runostany”, by ostatecznie związać się z wytwórnią Kayax i zadebiutować po raz drugi. Nową płytą zdaje się prosić, by zwracać się do niej per Marta.

Plumkające pianino robi za melodię do wprowadzającego w świat Sarsy intra “Pierwsza minuta (prolog 5 minut EP)”, w którym jesteśmy świadkami dialogu między dwoma Martami, w której głowie kłębi się masa myśli, wątpliwości czy lęków związanych z pokazaniem prawdziwego oblicza. Rewelacyjną kompozycją jest punkowy, wpadający w ucho “Balet” z ironicznym Zdechłym Osą i chłodną Sarsą. Łączący w swojej twórczości hip hop i punk artysta nie jest jedynym gościem Markiewicz. W dance-elektro-punkowym “jprdl” słyszymy Piotra Roguckiego. Solowa Sarsa to Sarsa w większości przypadków melancholijna i spokojna. Mamy tu więc takie nagrania jak słodki “Lukier”; alt popowo-hip hopowy “Księżyc”, który przywodzi na myśl utwory Lany Del Rey; akustyczne, szalenie nastrojowe “Za stróżem” czy delikatnie patetycznego, wzbogacanego pięknymi, harmonijnymi chórkami “Storczyka”. Taneczne przebłyski są domeną żwawego “Ciasta”, “Zuch dziewczyny” oraz eleganckiego, popowego “Serce zjem” ze świetną melorecytacją. Z tłumu wyróżnia się “Jaśmin”, w którym Polka na własne potrzeby adaptuje nowoczesne, ciemne r&b.

Już bez fryzury-rogów, osobliwych stylizacji i radiowych, popowych piosenek – Marta Markiewicz na swoim nowym albumie kontynuuje metamorfozę rozpoczętą na “Runostanach”. Jej tegoroczna płyta “*jestem Marta” nie jest może i wydawnictwem wybitnym i przełomowym, ale ważnym dla samej zainteresowanej. A także wielu słuchaczy, bo wątpliwości co do tego, kim naprawdę jesteśmy, ma z pewnością wielu z nich. Dobrze wiedzieć, że nie jesteśmy z tym sami.

Warto: Balet & Jaśmin 

One Reply to “RECENZJA: Sarsa “*jestem Marta” (2023) (#1438)”

  1. Moja wiedza na temat Sarsy kończy się na “Naucz mnie” i kilku kolejnych singlach, ale ostatnio ktoś mi powiedział, że dziewczyna nagrywa teraz ambitniejsze piosenki. Po przesłuchaniu “Lukru” mam mieszane uczucia, bo rzeczywiście daleko temu do jutroznowugonićbieclataćponaaad, ale też brzmi bardzo radiowo i nieciekawie dla mnie.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *