Kylie Minogue jest wokalistką, która zna chyba każdy. Jeśli nie z całych płyt to z samych kilku singli. “Aphrodite” jest moim pierwszym albumem Kylie przesłuchanym od A do Z. Albo od pierwszej piosenki do ostatniej jak kto woli. Zachęciło mnie “All The Lovers”. Lekko taneczne, z ładnie sfilmowanym teledyskiem. Jednak cały album mnie zmęczył. Nie, nie dlatego, że znajdują się na nim utwory w sam raz na parkiet. Wydawałoby się, że Kylie nagrała, lekki, popowy albumik. I to mnie w nim wykończyło. Wszystko dla mnie brzmi tu tak samo. Po pierwszym przesłuchaniu nie pamiętałam nic oprócz singli. Kylie jest jednak jak Afrodyta. Ma ponad 40 lat a mimo to brzmi jak 20. Nowy album jest idealny na letnie dyskoteki do nadmorskich ‘kurortów’ typu Władysławowo. Jednak rewolucji nim nie zrobi. Przekonała mnie jednak do jednego: do sięgnięcia po jej starsze kompozycje. Z nadzieją, że kiedyś było lepiej.
Hurts to jeden z najgłośniejszych debiutów 2010 roku. Duet tworzą dwaj dżentelmeni z Anglii specjalizujący się w muzyce synthpopowej. A może raczej smęt-popowej. Dla niektórych sporym zaskoczeniem może być ilość spokojnych, nieco smutnych utworów na płycie zatytułowanej “Happiness’. Momentami uderza mnie profesjonalizm Hurts. Wszystko tu jest dopieszczone i wystylizowane. Mimo, iż na początku singiel “Wonderful life” mnie nie przekonał, zaliczyłabym go teraz do najlepszych na tej płycie. Ciekawie wygląda nieco bardziej przebojowy featuring z Kylie Minogue (“Devotion”). Piosenkarka swoją obecnością ożywiła nieco ten album. Jednak pozostałe kompozycje mogą być rozczarowaniem. Tym bardziej, że Hurts przed wydaniem płyty zostali okrzyknięci muzyczną nadzieją. Jest nudno. Po prostu. Momentami nawet zbyt romantycznie. Nic tylko sobie w głowę strzelić. Sorry, ale słuchając bardzo ckliwych utworów mam właśnie takie uczucia. Jednak chłopakom z Hurts warto dać szansę. W końcu to ich debiut i na drugim albumie może nas czymś zaskoczą.
Fergie postanowiła na jakiś czas odłączyć się od kolegów z zespołu i stworzyć coś pod własnym ‘nazwiskiem’. W rzeczywistości nie pożegnała się ze wszystkim kumplami z Black Eyed Peas. Płyta nie tylko została nagrana w will.i.am music group, ale tez sam Will.I.Am maczał w niej palce. Większości utworów był producentem, a w trzech nawet gościnnie się pojawił (“Fergalicious”, “All That I Got (The Make Up Song)”, “Here I Come”). Na szczęście nie jest aż za bardzo black-eyed-peas’owsko. Nie jest to może krążek, który w jakimś stopniu zmieniłby oblicze muzyki rozrywkowej. Po prostu – płyta jakich wiele. Jest sporo elektroniki i hip hopu (“London Bridge”, “Here I Come”). Pojawia się i r&b (“Glamorous”). Momentami pojawiają się naprawdę mocne utwory, szybkie, przebojowe (“Voodoo Doll”, “Pedestal”) to znów spokojne (“Big Girls Don’t Cry”, “Finally”). Najbardziej spodobała mi się piosenka “Pedestal” (nieco zadziorna) oraz “Finally”, które zawiera w sobie musicalowe wpływy. Pomyłką dla mnie jest natomiast wkurzające “Clumsy” i “Velvet”, gdzie Fergie chciała być delikatna, zmysłowa a efekt osiągnęła całkiem inny. Ciekawą piosenką jest natomiast “Mary Jane Shoes”, które w połowie zmienia brzmienie. “The Dutchess” jest dość ciekawym albumem, do którego na pewno jeszcze wrócę. Fergie ma dobry, mocny głos. A sama płyta spodoba się nawet osobom nie będącymi fanami Black Eyed Peas.
chyba sięgnę po płytę Fergie 😉 a Aphrodite jest strasznie nudne. / soscream
Płyty Fergie dawno już nie słuchałam, ze dwa lata będzie, chyba będę musiała na czasie do niej wrócić 😉 Chociaż z tego co pamiętam, uwielbiałam “Here I Come”, “Big Girls Don’t Cry”, “Finally” i chyba jeszcze coś. Za to też nie przepadam za “Clumsy”, mocno irytująca piosenka. Jednak co by nie było i tak wolę solową Fergie niż tą obecną z BEP. NN na http://musicisthekey.blog.onet.pl/
Och, baaaardzo dziękuję Ci za takie piękne buttony, są naprawdę cudowne! ♥ I zgadzam się z Tobą co do opinii na temat płyty Hurstów, jak ja ich nazywam – też myślałam, że to będzie takie wielkie WOOW, ale moja uwielbienie kończy się chyba na utworze Wonderful Life. A co do piosenki Fergie Big Girls Don’t Cry to mam z nią bardzo miłe wspomnienia. Kiedyś to był cholerny hicior u mnie w szkole, hahaha :d Ogólnie nie przepadam za jej twórczością, bo niekoniecznie sięgam po muzykę pop, ale ta piosenka przypadła mi dziwnie do gustu. Pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz dziękuję za buttony!dirty-conscience
Mnie też płyta Kylie do końca nie przekonała, chociaż całkiem przyjemnie mi się jej słuchało. Ale spodziewałam się czegoś lepszego od niej. Uwielbiam singlowe “All The Lovers” i z lekka psychodeliczne “Closer”, reszta zaś zlazła mi się w jedno i już raczej jej nie pamiętam. NN na http://musicisthekey.blog.onet.pl/