#545 Björk “Homogenic” (1997)

Islandia krajem jest niezwykle intrygującym. Oddalonym znaczną liczbą kilometrów od kontynentu europejskiego, charakteryzującym się surowym klimatem i pięknymi krajobrazami. A muzycznie? Artyści z tej dalekiej krainy zasługują na co najmniej jedną książkę, ale myślę, że na ten krótki wstęp raczej by się nie obrazili. Czemu muzyka made in Iceland jest tak doceniana i szanowana? Bo jest unikalna. Najpopularniejsi wokaliści czy zespoły, których sława dociera do Morza Śródziemnego a nawet i dalej, są tak bardzo muzycznie oddaleni od swoich kolegów z innych państw, od muzyki popularnej, jak to tylko możliwe. I dobrze na tym wychodzą. Czego świetnym przykładem jest królowa islandzkiej piosenki – Björk.

Artystka z muzyką związana była od dziecka. Mając zaledwie jedenaście lat wydała swoją pierwszą płytę. Imienny album ukazał się w 1977 roku i zawierał tradycyjne islandzkie utwory ludowe. W późniejszych latach działała w różnych zespołach, by w końcu zacząć wydawać muzykę pod własnym imieniem. Recenzowany przeze mnie krążek “Homogenic” ukazał się w 1997 roku, dwa lata po ciepło przyjętym wydawnictwie “Post”.

Nie wsłuchiwałam się jeszcze w poprzednie ani następne albumy Björk. Chciałam podejść do jej piosenek na zimno, bez emocji i wspomnień. I zobaczyć, jakie wrażenie na mnie wywrze. Ot, takie doświadczenie.

Zawsze miałam Björk za islandzką odpowiedź na Kate Bush. I z tej opinii się nie wycofam, bo chociaż obie artystki swoją karierę rozwijały w innym tempie i kojarzone są z zupełnie innymi gatunkami, łączy je prawdziwa, wyczuwalna pasja do muzyki. One nie przychodzą na gotowe. Nie czekają, aż ktoś napisze za nie teksty utworów. Wiedzą, że byłoby to nie fair w stosunku do słuchaczy, którzy w końcu sięgają po taką muzykę, by poczuć prawdziwe emocje, które targały artystkami podczas całego procesu tworzenia danych albumów.

“Homogenic” jest płytą dość odważną. Björk postanowiła na niej połączyć dwa zupełnie odmienne światy. Jak brzmiałyby kojarzone głównie z muzyką klasyczną smyczki w towarzystwie elektronicznych, syntetycznych melodii? Odpowiedź na to pytanie kryje się w czterdziestominutowej podróży przez lodowcowy, górzysty krajobraz Islandii.

Piosenka otwierająca krążek, “Hunter”, czaruje syntezą niemalże jazgotliwych smyczków i elektronicznych zapożyczeń, tworząc nieco nerwową atmosferę, która kontrastuje ze stonowanym wokalem Björk. Mniej magii znajdziemy w następnej kompozycji. “Jóga” jest, mimo to, jednym z lepszych utworów na “Homogenic”. Największa w tym zasługa tekstu, z którym każdy z nas może się czasami utożsamiać:

Emotional landscapes, they puzzle me, confuse, can the riddle get solved? (PL: Emocjonalne krajobrazy, intrygują mnie, gubię się, czy tę układankę można ułożyć?).

Tajemniczo robi się za sprawą nieco złowrogiego “Unravel”. Wrażenie to potęgowane jest przez nakładane na siebie wokale Björk. Osnuty podobną atmosferą jest także utwór “Bachelorette”. Pierwszą połowę albumu zamyka syntetyczne “All Neon Like”, w którym na pierwszy plan wysuwa się zróżnicowany wokal Björk.

Kolejne pięć piosenek tylko potwierdza fakt, że mamy do czynienia z wokalistką bardzo barwną i niebojącą się eksperymentowania. Czasem kombinuje ona z muzyką, czasem granice chce przekraczać samym wykonaniem. Tak jest w “5 Years”, które zawiera wspaniałe fragmenty, w których głos Björk staje się ostrzejszy i… nieco nawiedzony. Nieźle wokalistka brzmi także w jaśniejszym “Immature”. Następujące po tym nagraniu “Alarm Call” jest najmniej finezyjnym i wysublimowanym numerem na “Homogenic”. Lekko taneczna i zahaczająca o dance pop piosenka ma sporo komercyjnego potencjału. Co innego “Pluto” – precyzyjna, ale niepozbawiona dawki szaleństwa elektroniczna perełka. Przygodę z albumem wieńczy “All Is Full of Love”. Spokojna, ambientowa kompozycja wręcz przepełniona… miłością.

Po pierwszym przesłuchaniu płyty “Homogenic” zdałam sobie sprawę, że nie zainteresowałam się, z którego roku pochodzi to wydawnictwo. Szybko uzupełniłam swoją wiedzę, i jednocześnie nie kryłam zaskoczenia z powodu tego, że album w ogóle się nie zestarzał. Chociaż we wrześniu Björk świętować będzie mogła pełnoletność swojego czwartego albumu, “Homogenic” wciąż brzmi niezwykle świeżo, a przede wszystkim ciekawie i nietypowo. No i nie zawiera piosenek, obok których przechodziłoby się obojętnie.

14 Replies to “#545 Björk “Homogenic” (1997)”

  1. Znam od niej jedynie “Vulnicurę”. Album intrygujący i tajemniczy, jednak nie zachęcił mnie do dalszego poznawania dyskografii artystki. To muzyka nie dla mnie // NAMUZOWANI

    1. Vulnicura to niestety najgorsza płyta w dorobku Bjork. Więc się nie dziwie, że cie zniesmaczyła. Sięgnij po Volte, Debut i Homogenic – moim zdaniem jej najlepsze albumy.

  2. Fajnie, że piszesz o Bjork. Homogenic to jedna z jej najlepszych płyt. Valnicura mnie niestety zniesmaczyła, chociaż mam znajomych, którzy uważają, że to płyta wybitna. Pozdrawiam!

  3. Płyta wydana rok po moich narodzinach, ale mimo to nie spotkałam się z artystką do dnia dzisiejszego. Stwierdzić mogę, że połączenie np. smyczków z elektroniką brzmi naprawdę świetnie. Sama uwielbiam wszystko co zawiera sekcję dętą lub też smyczkową, czyli ogólnie zawiera coś z muzyki symfonicznej. 😀

    Po naprawdę WIELKIEJ przerwie NOWY POST http://duskab.blogspot.com/2015/03/i-have-nothing-if-i-dont-have-you.html 😀
    Zapraszam do przeczytania 😀

  4. Bardzo fajnie, że piszesz notki nie tylko o tych znanych 😛
    Bjork jest mi nieznana, ale niezbyt mnie przekonała do siebie… Ma świetny głos, widać, że długo śpiewa, ale to jednak nie dla mnie…

    mlwdragon.blogspot.com

  5. “Vulnicura” to płyta wybitną w którą trzeba się zagłębić i zrozumieć.Warto zwrócić uwagę na “Not Get” , “Lion Song” , ” Mouth Mantra ” , “Family ” czy “Black Lake” . Piosenki są długie bo trwaja około 10 minut co może nas nudzić i dlatego recenzje są różne ja czekam na twoją .

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *