RECENZJA: Melanie Martinez “Portals” (2023) (#1403)

Gdy prawie dekadę temu amerykańska wokalistka Melanie Martinez powołała do życia postać Cry Baby, pytaniem było, czy uczyni z niej fundament swojej muzycznej kariery, czy raczej postanowi prezentować nam cały wachlarz swoich możliwości i pomysłów. Dziś, cztery lata po premierze albumu “K-12”, na którym wykreowana przez nią indywidualność zaczyna uczęszczać do liceum, Martinez daje sobie czas na rozwój innej koncepcji, choć nie odcina się od przeszłości.

Wydaną jakiś czas temu płytę “Portals” odbieram jako dzieło, na którym Cry Baby umiera, lecz powraca do życia przechodząc przez tytułowy portal łączący dwa światy i osiedla się w przestrzeni kosmicznej. To metafora życia samej Melanie, nad którą w ostatnich latach zebrały się czarne chmury i powoli dochodzi do siebie. Chciałam dać ludziom nadzieję, że istnieje życie po śmierci – mówi sama zainteresowana. Na “Portals” Martinez postanawia także sprawdzić się jako producentka kilku nagrań. Dała z siebie dużo, lecz efekt nie jest spektakularny.

Przez tytułowy portal przechodzimy przy dźwiękach zahaczającego o hyper pop nagrania “Death”, w którym Melanie odkrywa przed nami również i swoje zainteresowanie cięższymi brzmieniami. Inspiracje pop rockowym graniem przenikły także i przez takie numery jak “Battle of the Larynx”, rytmiczne “Void”, loopujące gitarę “Evil” oraz “Womb”, gdzie momentami pojawiają się w opozycji do delikatnie latynoskich klimatów. Ciepło i na swój sposób egzotycznie niesie się “Faerie Soirée”, które popsute zostało kameralną końcówką, w której wokal Malenie poddany został za dużej obróbce. Plot twist w postaci irytującego, rapowanego refrenu psuje “Nymphology”. Nie jestem także fanką wykonania akustycznej ballady “Light Shower” oraz smyczkowego “Leeches” – Martinez brzmi zbyt dziecinnie w takim wydaniu. Ta jej dziewczęca aparycja świetnie pasuje za to do podskakującego, popowego, wyrazistego “Spider Web”. To kawałek, jaki widziałabym na “Cry Baby”. Niezłe wrażenie robi także rhythm’and’bluesowe “Tunnel Vision”.

Melanie Martinez zawsze przykładała sporą wagę do otoczki swoich kolejnych muzycznych projektów. Ważne dla niej są nie tylko teksty i aranżacje, ale i charakteryzacje i prezencja sceniczna. Pełne wejście w rolę. Na “Portals” artystka zmienia się w kosmitkę i byłoby to całkiem pomysłowe, gdyby nie Björk i jej “Fossora”, która ukazała się w ubiegłym roku. Przy niej Melanie wygląda jak tanie zamówienie z Aliexpress. Odnosi się to także do samej muzyki – trzeci album Amerykanki brzmi bowiem jak zbiór piosenek, którymi chciała udowodnić nam swój kunszt i artyzm. Efekt jest jednak niesamowicie nijaki, przekombinowany i ciężkostrawny. Żadne z moich przejść przez portal nie było zbyt przyjemne, choć pojedyncze piosenki potrafią się wybronić.

Warto: Tunnel Vision & Spider Web

_________

Cry BabyK-12 After School

2 Replies to “RECENZJA: Melanie Martinez “Portals” (2023) (#1403)”

  1. Śmiechłam przy tym porównaniu do Aliexpress. 😉 Słuchałam “Portals” zaraz po premierze i dziś nie pamiętam z niego nic. Nawet nie kojarzę, czy w ogóle podobał mi się jakiś utwór. Trochę szkoda, bo do wcześniejszych albumów Martinez często wracam.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *