#1117 Hurts “Faith” (2020)

2010 rok. Pod koniec sierpnia na sklepowe półki wjeżdża debiutancka płyta duetu Hurts – tych samych panów, którzy chwilę wcześniej podbili Europę singlem “Wonderful Life”. Na okładce “Happiness” widzimy eleganckich, przylizanych mężczyzn wyglądających na przybyszy z lat 50. Prezentowana wówczas muzyka celowała jednak w chłodny synth pop inspirowany latami 80. Dekadę później Theo Hutchcraft i Adam Anderson są nie do poznania.

Groźne, lekceważące spojrzenia. Niechlujny styl. Fryzury, które podpowiadają, że podczas lockdownu członkowie Hurts nie korzystali z usług undergroundowych fryzjerów. Theo i Adam na okładce swojego piątego albumu zatytułowanego “Faith” wyglądają na osoby, których życie w ostatnich miesiącach nie oszczędzało. Oczekiwałam więc piosenek pełnych emocji, których tak zabrakło mi na “Desire”. Także muzycznie poprzednie wydawnictwo Hurts nie było tym, czego oczekiwałam. Zanurkowanie w świecie popowych melodii sprawiło, że twórczość Brytyjczyków pozbawiona została tego niezwykłego, chłodnego pierwiastka. Na “Faith” znów jest bardziej elektronicznie. Z paroma wyjątkami.

Hurts przypomnieli sobie, jak nagrywać kruszące serca, nieskomplikowane ballady. Na nowym krążku reprezentantami tej grupy są tracki “All I Have to Give” oraz “Redemption”. Szczególną więź poczułam z pierwszym z nich – w tym prostym, zaaranżowanym na pianino kawałku mamy bowiem wyznanie osoby, która daje z siebie wszystko, ale i to czasem nie wystarczy. Sporo w tym refleksji. “Redemption” oczarować zaś może smyczkowymi motywami.

W wielu innych kompozycjach Hurts postawili na metaliczne bity, które ich twórczość kierują w moje ulubione, mroczniejsze rejony. Kojarzyć się to może z nagraniami z szufladki Depeche Mode czy nawet Nine Inch Nails, ale jak już się wzorować, to na najlepszych. Mamy tu więc całkiem seksowne numery pokroju “Suffer” czy “Numb” (te wykonanie!); intrygująco przygaszone “Liar” oraz majestatyczne “White Horses”.

Moimi dwoma ulubieńcami (poza wspomnianą balladą “All I have to Give”) są kompozycje “Fractured” i “Somebody”. Pierwsza – jadąca na jazgotliwym, wyrazistym bicie i posiadająca rytmikę przypominającą o “Future Sex/Love Sounds” Timberlake’a – zaskakuje samym wykonaniem. Theo szepcze, za chwilę wybucha. Tak ekspresyjny i groźny jeszcze nie był. “Somebody” jest lżejszym utworem o radiowym potencjale – ten energiczny refren potrafi błąkać się po głowie przez długie godziny. “Faith” dopełniają jednak numery, z którymi nie potrafię się jeszcze zaprzyjaźnić. Czegoś brakuje mi w podnioślejszym “Slave to Your Love”; momentami nudzi soft rockowe “Darkest Hour”. I chociaż cieplej spojrzałam na rozbuchane, flirtujące z gospel “Voices”, przy innych nagraniach przygotowanych z myślą o “Faith” wypada po prostu blado.

Na “Desire” Theo Hutchcraft i Adam Anderson skupili się na tym, by stworzyć perfekcyjne big pop records. Z nośnymi refrenami i melodiami “dla wszystkich”. Wyszedł album, którego nie chce mi się w ogóle słuchać. Hurts po wyczerpującej promocji płyty zrobili sobie przerwę, którą wykorzystali na walkę z wypaleniem. Na nowym krążku stawiają dzielnie czoła swoim demonom, powracając silniejszymi i rozdrażnionymi. I to jest główny atut “Faith”. W końcu odżyły w muzyce Hurts emocje. I chociaż wciąż chłodny, neo romantyczny klimat “Happiness” jest nie do podrobienia, tegoroczny album jest moim drugim ulubionym w ich dyskografii. Ryzyko się opłaciło.

Warto: All I Have to Give & Fractured & Somebody

___________

HappinessExile Surrender Desire

2 Replies to “#1117 Hurts “Faith” (2020)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *