RECENZJA: Miles Kane “Change the Show” (2022) (#1275)

Lubimy to, co już znamy – wielu artystów mocno bierze sobie do serca te słowa i śmiało przemyca do swojej twórczości brzmienia, jakie wywoływały euforię słuchaczy wiele lat temu. Po ostatnim wskrzeszeniu mody na disco czy synth pop rodem z lat 80. pora na coś zupełnie innego. Brytyjczyk Miles Kane swoją maszynę do podróży w czasie zaprogramował na lata 50.

Ciężko zliczyć projekty, w które angażował się urodziny w Birkenhead wokalista. Do tego najmocniej rozreklamowanego bez wątpienia należy The Last Shadow Puppets – duet, jaki do życia w 2007 roku powołał z Alexem Turnerem (Arctic Monkeys). Nieczęsto dzielą się nowymi nagraniami, ale ich ostatni album – “Everything You’ve Come to Expect” – zdaje się odciskać piętno na czwartym solowym krążku Milesa. Alternatywny rock zastąpiony został vintage’owymi dźwiękami robiącymi ukłon w kierunku labelu Motown, białego soulu i rock & rolla.

Big bandowe, glamowe “Tears Are Falling” rozpoczyna album “Change the Show” w stylu ani doskonałym, ani złym. Piosenka przyjemnie sobie płynie nieco usypiając naszą czujność, bo za moment otrzymujemy rozpędzone, wzbogacone dęciakami “Don’t Let It Get You Down” oraz rewelacyjne, przemycające musicalową atmosferę “Nothing’s Ever Gonna Be Good Enough”, w którym słyszymy Corinne Bailey Rae. W “See Ya When I See Ya” Kane powraca na moment do spokojniejszych, kołyszących dźwięków, by zaskoczyć rock & rollowym, tryskającym energią “Never Get Tired of Dancing” (gotowy przebój!) i soulującym “Tell Me What You’e Feeling”. Do żywiołowych nagrań należy i brassowe, choć szybko mnie nużące “Caroline”.

Po drodze dobre wrażenie robi kilka utrzymanych w średnim tempie utworów. Rozpływam się słuchając lekkiego “Coming of Age” czy melancholijnej popowej piosenki na miarę lat 50. “Constantly”. Do gustu szybko przypadły mi i wzniosłe “Adios Ta-ra Ta-ra” oraz ostrzejsze “Change the Show”, które zostać powinno milesowym hymnem letnich festiwali, a mnie intryguje tekstem, w którym Brytyjczyk narzeka na sprzedawanie nam przez media samych negatywnych wiadomości.

Chociaż podoba mi się twórczość The Last Shadow Puppets, solowe płyty Milesa Kane’a przechodziły u mnie bez większego echa. Aż do momentu ukazania się “Change the Show”. Wokalista zaprezentował nam najciekawszy krążek w swojej solowej karierze, choć ciężko powiedzieć, by wymyślił coś nowego. Nie musiał – przepisanie przez niego retro brzmień na współczesne warunki wyszło naprawdę dobrze, bo aranżacje się nie powtarzają, a wiele refrenów szybko wpada w ucho. Artysta z łatwością odnalazł się w roli eleganckiego croonera.

Warto: Nothing’s Ever Gonna Be Good Enough & Change the Show

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *