RECENZJA: Eartheater “Powders” (2023) (#1446)

Alexandra Drewchin, amerykańska wokalistka, która lata temu przybrała pseudonim Eartheater, albumy wydaje od lat, lecz aż do tego roku jej postać była mi kompletnie obca. Pomogła, jak to często u mnie bywa (i raczej się to nie zmieni, bo efekty bywają owocne), grafika zdobiąca okładkę jej najnowszej płyty. Ta wygląda jak akwarelowy obraz zasługujący na powieszenie w muzealnej sali. Chciałam przekonać się, czy i muzyka zawarta na albumie to sztuka przez wielkie S.

O samej Alexandrze wiadomo niewiele. Stacjonuje w Nowym Jorku, na koncie ma już kilka studyjnych krążków, a w produkcji debiutanckiej epki “Go” pomogła córce samej Madonny. Swoje najnowsze wydawnictwo, “Powders”, zapowiada już jako element większego projektu, którego druga część – zatytułowana “Aftermath” – ma trafić w nasze ręce na początku przyszłego roku.

Trip hop spotykający folk i klasykę – w tak niewyszukanych, prostych słowach opisałabym twórczość Eartheater. I w tym miejscu można by postawić kropkę, gdyby nie fakt, iż każda z przygotowanych przez nią piosenek (a jest ich zaledwie dziewięć) to osobny puzzel spójnej dźwiękowej historii. Mamy tu chociażby powoli kroczące, tajemnicze “Sugarcane Switch”, w którym trip hop spotyka orkiestrę. Jest i nastrojowe, zahaczające o alternatywne r&b “Crushing”. Do reprezentantów folkowej odsłony “Powders” należą chociażby takie tracki jak “Face in the Moon”; rozmywające się “Salt of the Earth – H2ome” mające w sobie dodatkowo coś kościelnego; czy w końcu (do pewnego momentu) akustyczny cover “Chop Suey” z repertuaru System of a Down, w którym to śpiew Alexandry brzmi najbardziej ludzko. Przyjemnie kołysze migoczące “Clean Break”. Świetnie słucha się o melorecytowanego “Heels Over Head” – w przypadku kompozycji tej pomyśleć można, że największą inspiracją Eartheater była sama Björk; oraz “Pure Smile Snake Venom”, którego ciemne bity kontrastują z łagodnym wokalem Amerykanki. Jedynie “Mona Lisa Moan” brzmi dla mnie jak utwór, którego dopracowanie ktoś porzucił w połowie.

“Powders” nie jest płytą, która spodobała mi się od samego początku. I tych odsłuchać musiałam kilka za sobą mieć, by zacząć dostrzegać coś więcej. Co sprawia, że wzrasta moja ekscytacja na myśl o odkrywaniu wcześniejszych płyt Alexandry, bo zdążyłam już przekonać się, że tegoroczny album na ich tle wypada najbardziej przystępnie. “Powders” wygląda jak krążek, który na eleganckie salony chce wprowadzać elektronikę. Czasem jest jednak abstrakcyjnie, surrealistycznie. Nie idealnie, ale jeśli chce się wracać do tych piosenek, to znak, że coś w sobie mają.

Warto: Crushing & Heels Over Head

One Reply to “RECENZJA: Eartheater “Powders” (2023) (#1446)”

  1. Zakochałam się w “Crushing” od pierwszego przesłuchania. Album ma swój klimat, chociaż liczyłam, że zawartość będzie bardziej zróżnicowana. Dziś niewiele z niego pamiętam oprócz “Crushing”, “Chop Suey” i “Sugarcane Switch”.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *