RECENZJA: St. Vincent “All Born Screaming” (2024) (#1486)

Lounge pop, funk, trochę psychodelii i art rocka – wydana w 2021 roku płyta “Daddy’s Home” uspokoiła nieco temperament Annie Clark i była zaczerpnięciem świeżego powietrza po glam rockowym, kolorowym “Masseduction”. Nawet jeśli reprezentujące ją brzmienie sporo miało w sobie z tego przykurzonego klimatu lat 70. Trzy lata później St. Vincent, jak Annie nam się przedstawia, ma ochotę pohałasować bardziej niż wcześniej.

Wszyscy rodzimy się w pewien sposób wbrew naszej woli. Ale jednocześnie, jeśli rodzisz się krzycząc, to świetny znak – to znak, że żyjesz tłumaczy nam genezę tytułu “All Born Screaming” artystka niejako podpowiadając, że jej siódmy studyjny album poświęcony będzie ludzkiej egzystencji. Jest więc głośniej, niezbyt humorystycznie, momentami wręcz przytłaczająco i brutalnie. Bez sentymentów, udawania, pudrowania.

Jack Antonoff, rozrywany producent działający z St. Vincent przy jej dwóch ostatnich płytach, tym razem poszedł w odstawkę. Lista sław, które wtrąciły swoje przysłowiowe trzy grosze w powstanie “All Born Screaming” nie jest jednak pusta, a wśród najbardziej znanych nazwisk dostrzec można Cate Le Bon, Dave’a Grohla i Stellę Mozgawę z Warpaint. Perkusista Nirvany i Foo Fighters nadał rytm drapieżnemu “Broken Man” i “Flea”, nagraniu o zrywnym refrenie. Grająca na bębnach Stella dołączyła do niemalże siedmiominutowego “All Born Screaming”, za którego backing vocals odpowiada Cate Le Bon. Surf Rock przenika w tym kolosie w elektronicznego, lekko awangardowego rocka.

Charakterystycznym i dla St. Vincent nietypowym kawałkiem jest “So Many Planets”, w którym wokalistka zmierzyła się z… reggae. Efekt jest sympatyczny i, jak na standardy tej płyty, całkiem odprężający. Elementy już wykorzystywanego przez Amerykankę funku w nowoczesnym, wibrującym otoczeniu pojawiają się we wpadającym w ucho “Big Time Nothing”. Syntezatory dołączają w eleganckim “The Power’s Out” i rozkwitającym “Reckless”, po którego długim, klawiszowym wstępie rozpętuje się burza. Zdecydowanie jedna z najbardziej niesamowitych nowości od Annie. Drugą jest podszyte dramatyzmem, wzbogacane dęciakami “Violet Times”, o którym mówi się, że tak mógłby brzmień nowy muzyczny motyw przewodni do filmów o Bondzie. Ciężko się z tym nie zgodzić. Pięknie wybrzmiewa i mistyczne “Hell Is Near”, które w spokojnym stylu rozpoczyna przygodę z albumem.

Z płyty na płytę St. Vincent zaskakuje dźwiękową metamorfozą, przez to ciężko jest przewidzieć jej kolejny ruch. I za to ma we mnie fankę. “All Born Screaming” zostawia mnie jednak w dość mieszanym nastroju. Z jednej strony to kolejny kapitalnie wykonany, niebanalny album St. Vincent. Z drugiej zaś brakuje mi na nim jakiegoś konkretnego klimatu, atmosfery. Czegoś, co czułoby się jeszcze na długo po końcowych taktach ostatniej kompozycji. Jest ogień, ale szybko się dopalający.

Warto: Reckless & Violent Times & Big Time Nothing

_______________

Marry MeActor Strange MercySt. VincentMasseduction ♥ Daddy’s Home

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *