RECENZJA: Maple Glider “I Get Into Trouble” (2023) (#1441)

Australijska wokalistka Tori Zietsch kilka lat temu postanowiła zacząć wszystko od nowa. Wyrwała się z rąk religijnej sekty, porzuciła ojczyznę na rzecz zamieszkania w Wielkiej Brytanii i postanowiła pisać piosenki o swoim skomplikowanym życiu. Te wydawać zaczęła przed dwoma laty pod pseudonimem Maple Glider. Dziś znowu sprawdzić możemy, co tam u niej słychać.

Bardzo cicha, pastelowa, pełna miękkich wokali i jeszcze łagodniejszych, przyjemnych dla ucha melodii – taka była debiutancka płyta Tori zatytułowana “To Enjoy Is the Only Thing”. Nazwa wydawnictwa może być zmyłkowa. Utworom Glider daleko jest do atakowania nas całymi pokładami euforii, radości czy posyłania nam nawet najzwyklejszego uśmiechu. To historie zagubionej dziewczyny, której życie na tegorocznym krążku “I Get Into Trouble” wcale nie wydaje się być bardziej poukładane.

You don’t know me, do you, really? pyta w kołyszącym refrenie kompozycji “Do You” Australijka, niejako zdradzając nam, że proces poszukiwania własnej tożsamości nie był prosty i bezbolesny. Intryguje “Dinah” – utwór, jak na standardy Maple, niemalże popowy i bubblegumowy, choć skrywający sporo gniewu i mroku. W pamięci szybko zostają także takie nagrania jak wzbogacane dźwiękami pianina i basowej gitary “Two Years” oraz zahaczające o country “Don’t Kiss Me” z łamiącym serce, wielokrotnie powtarzanym wersem sometimes my own body doesn’t feel like my body. Uwagę przyciąga również eteryczne “FOMO”. Nie brakuje i innych równie skromnych, minimalistycznych piosenek. Mamy tu akustyczne “You At the Top of the Driveway”; ciepłe “You’re Gonna Be a Daddy” z najbardziej millenialsowym fragmentem, jaki wpadł mi w ucho w tym roku (I really want to be the cool aunty like I am to my best friend’s dog) czy surowe “Surprises”. Perełkami są “Scream”, łączące folkowy charakter Maple z popową, vintage’ową elegancją Weyes Blood; oraz kruche “For You and All the Songs We Loved”, w którym towarzyszymy artystce w podjęciu decyzji, czy kontynuować relację, czy może raczej odejść.

“I Get Intro Trouble” jest naturalnym następcą “To Enjoy Is the Only Thing” z 2021 roku. Maple Glider nadal pełna jest melancholii, smutku, wątpliwości i niepewności co do tego, co może przynieść najbliższa przyszłość. Jej wokale ponownie pozbawione są większej energii, choć aranżacyjnie mamy tu kilka wycieczek wgłąb głośniejszego indie popu. Nie mniej ważne są same teksty piosenek – australijska wokalistka potrafi prostymi słowami wyrazić najróżniejsze emocje. To właśnie sprawia, że jej muzyka spokojnie może nosić łatkę ponadczasowej.

Warto: Don’t Kiss Me & For You and All the Songs We Loved

One Reply to “RECENZJA: Maple Glider “I Get Into Trouble” (2023) (#1441)”

  1. Nazwisko wydało mi się znajome. Okazało się, że “To Enjoy Is the Only Thing” słuchałam, ale nic kompletnie z niego nie pamiętam. Musiał mnie nudzić, więc nie wiem czy jestem gotowa na przesłuchanie następcy.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *