RECENZJA: Tyla “Tyla” (2024) (#1469)

Jeden z największych przebojów minionego roku hulający po listach przebojów w każdym zakątku globu oraz nagroda Grammy na inaugurację kategorii Best African Music Performance – pochodząca z Republiki Południowej Afryki Tyla Laura Seethal nie mając na koncie debiutanckiej płyty stała się jedną z największych gwiazd ostatnich miesięcy. Dziś jej pierwszy longplay hula już po serwisach streamingowych i przekonać się możemy, czy za szybko jej nie podziękujemy.

Sława dosięgnęła Tylę przy pomocy utworu “Water”, który towarzyszył mi przez znaczną część 2023 roku. Piosenka ta przedstawiła mi gatunek jakim jest amapiano – afrykańską hybrydę muzyki house, lounge, jazzu oraz elementów syntezatorów i basu. Było w tym dusznym “Water” coś świeżego, coś nowego.  Łatwo dałam się temu numerowi omamić i zaznaczyć sobie w kalendarzu datę premiery “Tyla”.

“Water” bez wątpienia jest klejnocikiem płyty, choć mi do gustu przypadły jeszcze dwie inne kompozycje. Pierwszą z nich jest jazzujące “Truth or Dare” o wyrazistszym, łatwym do powtórzenia refrenie i dźwiękach gitary akustycznej, która czasem zaplumka w tle, drugą zaś egzotyczne “Jump”. Kilka lektur debiutu afrykańskiej wokalistki zostawiło mi po sobie także takie numery jak “On and On” o lekko tanecznym bicie zestawionym z wpływami najntisowego hip hopu; gitarowe lo-fi “Butterflies” czy nowocześniejsze “To Last”, w którym wokale Tyli są niesamowicie zwiewne i eteryczne. Reszta utworów to wycieczka po rytmicznych melodiach z pogranicza popu i r&b, chóralnych momentach i wspomnianych w poprzednim akapicie krajobrazach amapiano.

Tyla ma wszystko co potrzebne, by zostać światowej sławy wokalistką – urodę, wpadające w ucho utwory, naprawdę śliczny, przyjemny głos. Mimo wszystko z połączenia tych składników wyszła płyta wtórna i pokazująca, że młoda artystka nie ma ciekawej osobowości, która potrafiłaby sprzedać nawet najmniej interesujący utwór. “Tyla” bazuje na kilku powtarzanych do bólu patentach i sprawia wrażenie albumu, na który stworzono jeden utwór sprzedawany teraz pod różnymi tytułami. Za mało by mówić o płytowym debiucie roku.

Warto: Water & Truth or Dare

One Reply to “RECENZJA: Tyla “Tyla” (2024) (#1469)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *