#926 Elle King “Shake the Spirit” (2018)

I’m not America’s sweetheart but you love me anyway śpiewała w jednym z bardziej żywiołowych kawałków ze swojego debiutu Elle King. Przewidziała tym samym przyszłość, bo choć singiel “Ex’s & Oh’s” hulał po listach przebojów aż miło, pięć minut niepokornej Amerykanki szybko dobiegło końca. King nie jest jednak osobą, która by się tym przejmowała. Nie spieszyła się z wydaniem następcy “Love Stuff”. Powoli komponowała i pisała, choć na brak inspiracji narzekać nie mogła.

Ostatnie lata życia Elle to gotowy materiał na obyczajowy dramat. Artystka poznała faceta, dwanaście dni później przyjęła jego oświadczyny a rok po ślubie oskarżyła go o stosowanie przemocy domowej i kierowanie w jej stronę śmiertelnych gróźb. Kilka miesięcy później para się pogodziła, ale rozwód był nieunikniony. To właśnie nieszczęśliwa miłość i jej konsekwencje są tematem przewodnim “Shake the Spirit” – albumu, na którym artystka ponownie sięga po swoje ulubione melodie z pogranicza rocka, bluesa, blue eyed soulu i country.

Ilekroć włączam nowe wydawnictwo Elle King przez kilka pierwszych sekund witającego mnie nagrania “Talk of the Town” mam wrażenie, trafiam na nieznany mi utwór Queens of the Stone Age. Tych retro-rockowych dźwięków nie powstydziłby się dowodzony przez Josha Homme’a zespół. Mimo to sama piosenka mnie ni ziębi ni grzeje. Ot, sobie jest, z nieprzesadną żywiołowością zabierając słuchacza w podróż u boku Amerykanki. Swoje bardziej niepokorne oblicze King pokazuje w rozpędzonym “Baby Outlaw”, w którym serwuje nam wersy pokroju pity the man that stands in my way, I’m a nightmare, even in the day. Do podobnie zakręconych piosenek należą także łagodniejsze “Shame”; nudne, ale nadrabiające warstwą liryczną “Naturally Pretty Girls”; vintage’owe, rytmiczne “Ram Jam” oraz zwracające uwagę obróbkami wokalu Elle “Told You So”. Z mocniejszych punktów płyty najbardziej podoba mi się jednak mroczne “Man’s Man”.

Zaskakują kompozycje “Runaway”, “Little Bit of Lovin'” i “It Girl”. Jeszcze uważniej, podczas tworzenia dwóch pierwszych, Amerykanka śledziła lata 60., proponując nam tu brzmienie na granicy popu i soulu, pełnego pięknych wokali i klimatycznych aranżacji. Szczególnie warto osłuchać “Little Bit of Lovin'”, w którym King śpiewa w towarzystwie gospelowego chórku. “It Girl” jest zaś wyluzowaną, komiczną piosenką, której słowa artystka kieruje do popularnych dziewczyn, które poza wyglądem nie mają nic więcej do zaoferowania. Coś więcej do zaproponowania ma nam zaś sama Elle, która “Shake the Spirit” dopełniła utworami, które faktyczne shake my spirit. Reprezentantami tej grupy są ballada country “Chained”, w której udziela się niejaki Cameron Neal; “Good Thing Gone”, na której soulowo-soft rockowej melodii zachrypnięty, smutny głos Amerykanki wzrusza; oraz powolne, całkiem eleganckie “Sober”, poruszające temat nadużywania alkoholu (I only cry when I’m sober – ciarki).

Powoli traciłam nadzieję, że jedna z najbardziej niepokornych wokalistek Ameryki sprezentuje nam następcę “Love Stuff” z 2015 roku. Nieco prze lata słuch o autorce przeboju “Ex’s & Oh’s” zaginął, ale najważniejsze, że nie zginął nigdzie jej talent do tworzenia piosenek prostych, ale jednocześnie ciekawych. No i szybko wpadających w ucho, bo “Shake the Spirit” jest kolejną płytą pełną potencjalnych hitów. W nowych utworach Elle porusza trudną tematykę, ale stara się dobrze trzymać i nie tracić poczucia humoru. Dodając do tego oldskulowe melodie i zwracający uwagę image otrzymujemy artystkę, która, gdyby żyła w latach 60., byłaby popkulturowym fenomenem.

Warto: Man’s Man & Good Thing Gone

2 Replies to “#926 Elle King “Shake the Spirit” (2018)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *