RECENZJA: The National “First Two Pages of Frankenstein” (2023) (#1392)

Nadzieje ulegają wahaniom i czasem popadam w przygnębienie mówi jeden z bohaterów powieści Mary Shelley “Frankenstein”. Historia szalonego naukowcy, który pracował nad możliwością stworzenia życia w martwym ciele, była inspiracją do powstania nowej, dziewiątej już studyjnej płyty amerykańskiej formacji The National. “First Two Pages of Frankenstein” jest bowiem zapisem zmagań lidera zespołu, Matta Berningera, z depresją, która prawie doprowadziła do rozwiązania kapeli.

Przerwa w działalności grupy spowodowana pandemią okazała się szansą na wyjście z cienia dla Aarona Dessnera, który przebił się do świadomości fanów muzyki pop dzięki współpracy z Taylor Swift przy jej najlepszych albumach (“Folklore”, “Evermore”) i z pewnością w najbliższym czasie nie będzie narzekał na brak zajęć. Znalazł jednak czas, by wraz z The National nagrać następcę “I Am Easy to Find”, choć proces ten nie należał do łatwych i przyjemnych. Dziś w nasze ręce trafia album, który wpisuje się w deszczową aurę.

Cechą charakterystyczną ostatniego wydawnictwa najsmutniejszego zespołu świata (jak zwykło się The National określać) było oddanie głosu kobietom. Nowa płyta koncentruje się na postaci Matta Berningera, choć w poszczególnych utworach dostrzec można inne znane nazwiska. Otwierająca krążek ujmująca, kameralna kompozycja “Once Upon a Poolside” (ukłon w stronę okładki debiutanckiego albumu) to efekt współpracy ze Sufjanem Stevensem. W folk-popowej balladzie “The Alcott” udziela się zaś Taylor Swift. Duety te na głowę bije “Your Mind Is Not Your Friend” z Phoebe Bridgers – chamber popowe nagranie będące jedną z najpiękniejszych i najboleśniejszych piosenek w dyskografii The National. Artystka daje się usłyszeć i w folkowym “This Isn’t Helping”.

Sporym zaskoczeniem jest “Eucalyptus”, które ze stonowanego indie rockowego numeru przechodzi w utwór szorstki i hałaśliwy. Powiewem świeżego powietrza jest także indietroniczne “Tropic Morning News”. Z czasem doceniłam wiosenne, romantyczne “New Order T-Shirt”, w którym z nostalgią Berninger wspomina początki swojego związku. Intryguje “Ice Machines”, które obok folkowej melodii skrywa także ambientowe dźwięki. Delikatną elektroniką podbite jest również zamykające krążek “Send For Me” – piosenka specjalna, bo lżejsza i znacznie bardziej optymistyczna od pozostałych.

The National nie nagrali płyty, którą chciałoby się polecać osobom dopiero myślącym nad rozpoczęciem przygody z twórczością amerykańskiej grupy. “First Two Pages of Frankenstein” nie obfituje w wymyślne aranżacje czy przełomowe brzmienia. To raczej album ważny dla samego zespołu i jego lidera, który powoli wracał na właściwą ścieżkę. Swoje ciemne myśli zawarł w wielu tekstach, sprawiając, iż kompozycje nabrały tak potrzebnej głębi i smutku, bez którego już nie wyobrażam sobie The National. Piękny krążek, choć nie dla każdego.

Warto: Your Mind Is Not Your Friend & Once Upon a Poolside & Tropic Morning News

__________________

The NationalSad Songs for Dirty Lovers Alligator Boxer High VioletTrouble Will Find MeSleep Well BeastI Am Easy to Find

One Reply to “RECENZJA: The National “First Two Pages of Frankenstein” (2023) (#1392)”

  1. Ja swojej przygody z The National jeszcze nie zaczęłam, chociaż jakieś pojedyncze utwory kiedyś słuchałam. Załączone przez Ciebie utwory mi się spodobały. Zasmuciła mnie geneza tego albumu i fakt, że często ze smutnych okoliczności powstają wybitne dzieła.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *