RECENZJA: Olivia Dean “Messy” (2023) (#1435)

“The Car” Arctic Monkeys, “That! Feels Good!” Jessie Ware czy “I Love You Jennifer B” Jockstrap. A obok nich “Messy” – debiutancka płyta niejakiej Olivii Lauryn Dean. Młoda wokalistka o brytyjsko-gujańsko-jamajskich korzeniach podbiła serca krytyków, co dało jej miejsce na liście artystów nominowanych do nagrody Mercury Prize dla najlepszego albumu na Wyspach Brytyjskich. Warto sprawdzić, czy faktycznie mamy do czynienia z olśniewającym wydawnictwem.

Nosząca drugie imię na cześć legendarnej Lauryn Hill artystka od najmłodszych lat szykowana była do roli performenki. Z teatralnych zajęć i śpiewania w chórze gospel dostała się do prestiżowej BRIT School, która szczyci się takimi absolwentkami jak Amy Winehouse, Adele, Jessie J czy Leona Lewis. Zanim otrzymała szansę nagrania debiutanckiej płyty, serwowała nam pojedyncze single. Krążek “Messy” jest ukoronowaniem jej ciężkiej pracy a jednocześnie narodzinami nowej gwiazdy brytyjskiego pop soulu.

Spokojne, akustyczne “UFO” rozpoczyna album “Messy” proponując nam przepuszczone przez vocoder, wyśpiewywane wersy, w których czai się sporo niepewności. Skromny wstęp nie zapowiada jednak tej pop soulowej uczty, na jaką zapraszają nas kolejne utwory Olivii. Już za rogiem czai się chociażby puszczające oczko do wytwórni Motown “Dive”; marszowe, nowocześniejsze “Ladies Room”, które przedstawiło mi jakiś czas temu postać Dean czy smyczkowe, klimatyczne “No Man”, w którym lekko zachrypnięty wokal Brytyjki przypomina o Celeste. Kompozycja ta należy do mojej płytowej czołówki zaraz obok łagodnego, baśniowego “I Could Be a Florist” oraz nieprzekombinowanego “Messy”, w którym przecinają się dźwięki gitar i trąbek, a całość ma lo-fi charakter. Pięknie śpiewa nam też Olivia w balladach “Dangerously Easy” i “Everybody’s Crazy”, by w “The Hardest Part” przypomnieć o swoich gospelowych korzeniach, a w “Danger” zachęcić do potupania nóżką.

Sporo Olivia Dean mówiła nam o swojej fascynacji takimi artystkami jak Adele, czy Amy Winehouse. Na debiutanckiej płycie “Messy” jest jednak sobą – brytyjską wokalistką, której soul przyjmuje szlachetne, popowe kształty. Nie jest to może krążek, który w przyszłości mógłby ubiegać się o miano kultowego wydawnictwa, ale Dean udało się stworzyć porcję piosenek bardzo dziewczęcych, prostych w odbiorze i wiosennych. Odpowiednich do jej młodego wieku i życiowego doświadczenia. I nie dajmy się zwieść tytułowi albumu. Tu wszystko jest uporządkowane.

Warto: No Man & I Could Be a Florist

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *