RECENZJA: Daria Zawiałow “Dziewczyna pop” & Kasia Lins “Omen” (2023)

Nawet osoby tak pobieżnie jak ja zainteresowane polską sceną muzyczną musiały poczuć pod koniec października lekką ekscytację. Na sklepowe półki i serwisy streamingowe trafiły bowiem płyty dwóch artystek, o których już śmiało powiedzieć można, że należą do polskiej czołówki. Wymaga się od nich przez to wiele, a ja wprost nie mogłam doczekać się, by sprawdzić, czy poprzeczka jeszcze bardziej poszybowała w górę.

DARIA ZAWIAŁOW DZIEWCZYNA POP


Amerykańskie plenery, masa odniesień do popkultury i historia dziewczyny, która zgromadziła podczas swojego trzydziestoletniego życia sporo doświadczeń. Po inspirowaniu się Japonią i synth popem (płyta “Wojny i noce”) Zawiałow powraca do radiowego pop rocka i nazywa samą siebie “dziewczyną pop”. Swój czwarty studyjny krążek zdecydowała się podzielić na trzy części – “Rozdział 92”, “Pete Stop” oraz “Backdoor”. Razem dają nam historię jej życia – opowieści o pierwszych miłościach, pożegnaniach, potrzebie stabilizacji czy lękach. Dźwiękowo nie doświadczamy tu takich zaskoczeń, co poprzednio, Jest raczej… bezpiecznie. Czasem Daria wrzuci wyższy bieg (moje ulubione, rozpędzone “Złamane serce jest OK”; trącące lekkim banałem “Z tobą na chacie”; gitarowe “Bambi sarenka”), innym razem postanowi zagrać na naszych emocjach (break up song “FIFI HOLLYWOOD”; “Ballada o niej”; krucha, akustyczna “Ballada znad rzeki”; refleksyjna “Dziewczyna pop”). Uwagę na siebie zwracają takie kawałki jak letnie “SUPRO” ze śpiewającym, niestety w dość słabym stylu, Taco Hemingway’em, oraz eksperymentalne (jak na standardy tej płyty) “Tom Yum” – ten numer albo się lubi, albo pomija. Podobnie powiedzieć można o całym tegorocznym dziele Darii, które proponowałabym raczej wiernym fanom jej twórczości. Ja chętniej wracać będę do “Helsinek” czy “Wojen i nocy”.

Warto: Złamane serce jest OK & Ballada znad rzeki

KASIA LINS OMEN

Niezbyt mocno biło moje serce na dźwięki utworów z albumu “Wiersz ostatni”, ale już wydana przed trzema laty w pandemicznym wirze płyta “Moja wina” sprawiła, że stałam się fanką twórczości Kasi Lins. Zaśpiewany w całości po polsku materiał obfitował w wiele odniesień do religii i wiary, oraz zachwycał swym mrocznym, sugestywnym klimatem. Tej religijności na “Omenie” jest już dużo mniej. Zamiast niej mamy sporo krwi i ran, jeszcze więcej tajemnic, pragnień czy wielowymiarowych emocji. Takimi numerami działającymi na naszą podświadomość niemalże jak film noir są chociażby “Nikogo nie chcę”; teatralne, wzbogacone dźwiękami saksofonu “Nie lubię zimnej wody” czy lekko obłąkany, mający w sobie dodatkowo coś uroczystego “Omen”. Nie brakuje tu i przejmujących ballad (“Anioł”, mroczne “Miłość się nie kończy” czy piękne, duszne, przykurzone “Niepalenie”); alt rockowych, żywiołowych momentów (“Do śmierci mamy czas”, “Sto żyć”, “Ani amen”). Intrygują zahaczające o alt-dream-pop odurzające “Nieba nie ma” czy groźna “Persefona” w wielkim stylu wieńcząca przygodę z nowym albumem Lins. Jedynie singlowy, wpadający w ucho kawałek “Po trupach do ciebie” nadal znajduje się poza moją orbitą zainteresowań. Każda pozostała kompozycja to popis nie tylko wokalny i instrumentalny, ale przede wszystkim liryczny, bo mało która współczesna polska wokalistka tak pięknie gra słowem co Kasia.

Warto: Omen & Niepalenie

One Reply to “RECENZJA: Daria Zawiałow “Dziewczyna pop” & Kasia Lins “Omen” (2023)”

  1. “Omen” mi się podoba, ale chyba chciałam posłuchać albumu innego niż “Moja wina”, a dla mnie brzmi trochę jak “vol. 2”. Album Darii wciąż przede mną.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *