RECENZJA: Zimmerman “Love Songs” (2024) (#1460)

Formacja Balthazar w niedługim czasie stała się jednym z najlepszych belgijskich towarów eksportowych zaraz obok frytek, czekolady i piwa. Zespół nie tylko z mniejszą bądź większą regularnością wydaje kolejne płyty i objeżdża z koncertami Europę, ale daje swoim członkom sporo swobody na solowe projekty. Jako Zimmerman powrócił właśnie Simon Casier.

Odpowiadający w Balthazar za gitarę basową muzyk poszedł śladami swoich kolegów i postanowił zamienić w porcję piosenek własne myśli, emocje i doświadczenia. I tak jak oni chce udowodnić nam, że nie zamyka się tylko na brzmienia, jakimi specjalizuje się jego macierzysta kapela. Indie rock zamienia na porcję popowych nagrań o vintage’owym wydźwięku. Jeśli utwory zawarte na “Love Songs” miałyby być rzeczą, byłyby słodziutkim tortem zdobiącym okładkę wydawnictwa. I nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty przesady.

Ciche, plumkające “Noémie” o jazzującym wykończeniu jest kompozycją, którą Simon rozpoczyna kreślić swoją miłosną laurkę do żony – will you please marry me pyta w utworze, który stał się jego oświadczynowym kawałkiem. Tytułowa Noémie jest nie tylko ukochaną artysty, co wokalistką mającą już na koncie kilka płyt. Do Zimmermana dołączyła w spokojnym nagraniu “Perfect Guy” wzbogacając go swoimi słodkimi wokalami. Reszta piosenek to już solowe popisy Casiera, który chętnie gitarę basową zamienia na smyczki (kołyszące “How Much I Love You”, “Hold Me Closer”, jakby wyjęte z lat 60. “Falling in Love”), choć ma ochotę na nieco indie zagrywek przypominających o twórczości Balthazar (“The Way to My Heart”, “Other Plans”). Moimi ulubieńcami z tego niedługiego albumu są jednak weekendowe “Doing Nothing” o perkusji nadającej całości niespieszne tempo; oraz nostalgiczne, zaaranżowane na pianino “I Hope That It’s OK to Love You Anyway”, w którym więcej jest emocji niż w pozostałych utworach.

“Love Songs” nie jest wielką płytą. Jest to jednak krążek niezwykle szczery, osobisty i pozbawiony kiczu, którego tak bałam się zerkając wcześniej na koncepcję tego wydawnictwa. Zimmerman balansował na cienkiej linii – z tego mogła w końcu wyjść płyta przesłodzona i ciężkostrawna. Efekt pozytywnie jednak zaskakuje, bo chociaż jest do bólu pastelowo i romantycznie, całości udało się zachować świeży urok. Jeśli więc szukacie niedługiego krążka do wyciszenia się i zrelaksowania, “Love Songs” są tu dla was.

Warto: Doing Nothing & I Hope That It’s OK to Love You Anyway

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *