#231 The Pretty Reckless “Hit Me Like a Man” (2012)

Zespół The Pretty Reckless znalazł się wśród moich ulubionych już w 2010 roku.  Debiutancka płyta zatytułowana „Light Me Up” do dzisiaj często ląduje w moim odtwarzaczu. Osobno należy wspomnieć o Taylor Momsen. Aktorka może i z niej żadna, ale za to jak śpiewa! Daleko w tyle zostawia inne młode gwiazdy z Seleną Gomez i Demi Lovato na czele. The Pretty Reckless mają już na swoim koncie jedną ep-kę. Została ona wydana w 2010 roku i zawierała 4 utwory. O „Hit Me Like a Man” dowiedziałam się niespodziewanie. Dzięki komuś, kto poinformował mnie o niej w komentarzu. Na co dzień nie śledzę poczynań zespołu, więc każda taka informacja jest dla mnie na wagę złota.

Czytaj dalej #231 The Pretty Reckless “Hit Me Like a Man” (2012)

#221 Kelly Clarkson “Thankful” (2003)

Kariera Kelly Clarkson rozpoczęła się na dobre po zwycięstwie w “Idolu”. Szybko przyszedł kontrakt płytowy i możliwość nagrania debiutanckiej płyty. Album “Thankful” ukazał się kilka miesięcy po zajęciu pierwszego miejsca w talent show. Pierwszy singiel – “A Moment Like This” – stał się wielkim hitem. W pracą nad pierwszą płytą wspierali Clarkson producencie odpowiedzialni za sukcesy takich gwiazd jak Whitney Houston, Michael Jackson oraz Madonny. Niedługo się przekonamy, czy gwiazda Kelly Clarkson będzie świecić obok nich nie mniejszym blaskiem. A na początek…album “Thankful”.

Czytaj dalej #221 Kelly Clarkson “Thankful” (2003)

#218 Tokio Hotel “Schrei” (2005)

 


Od czasu do czasu nasi zachodni sąsiedzi (Niemcy dla ścisłości, jeśli ktoś z geografii ma ledwo dwóję) „wypuszczają” na europejskie rynki muzyczne swoich wykonawców. Jednak niewielkiej grupie udaje się zrobić karierę przez duże „k”. W 2004 roku pojawił się zespół Tokio Hotel złożony z grupy nastolatków. Pewnie jeszcze co niektórzy pamiętają czasy, gdy wszyscy wyśmiewali dziewczęcy głos wokalisty – Billa. Zespół szybko podpisał kontrakt i mógł zająć się nagrywaniem pierwszej płyty – „Schrei”. Nie bójmy się użyć tego słowa – Tokio Hotel to produkt. ‘Zbuntowane’ nastolatki chciały mieć swój zespół i kogoś, kogo będą podziwiać i naśladować – proszę bardzo, dajmy im chłopaków z Tokio Hotel. Podrasowali ich wygląd i muzykę, by chłopcy byli postrzegani jako profesjonaliści. Wiele osób dało się nabrać. Ja jednak ich debiutancki krążek recenzuję z całkiem neutralnej pozycji, skupiając się tylko na tym, co słyszę.

Czytaj dalej #218 Tokio Hotel “Schrei” (2005)

#216 Travie McCoy “Lazarus” (2010)

 

Wiele już razy byliśmy świadkami, kiedy z jakiegoś zespołu odchodził jego członek by spróbować szczęścia pod własnym nazwiskiem. Podobną historię obserwowaliśmy już nie raz. Przykładem, że solo można sporo osiągnąć jest Gwen Stefani (No Doubt) i Cheryl Cole (Girls Aloud). Nic już natomiast nie słyszymy o ex-członkiniach Pussycat Dolls. Jedynie Nicole się przebiła, ale i tak ma problem z wydaniem w USA swojej płyty. Wiele wskazuje na to, że Travie McCoy ustał obok Cheryl i Gwen. Jego zespół Gym Class Heroes jest średnio znany. Solowo natomiast Travie radzi sobie znacznie lepiej. Potwierdzeniem tego ma szansę być album „Lazarus” oraz sukces singli: „Billionaire” i „We’ll Be Albright”. Wydany z pomocą producentów (którzy nagrywali z Lady GaGą, Beyonce czy 30 Seconds to Mars) krążek może zwrócić uwagę wielu słuchaczy na McCoy’a. Czy na długo? A przede wszystkim – czy w ogóle warto?

Czytaj dalej #216 Travie McCoy “Lazarus” (2010)

#213 Florence + The Machine “Ceremonials” (2011)



Brytyjski zespół składający się z kobiety o zjawiskowym głosie (Florence Welch) oraz kilku całkiem rozgarniętych mężczyzn był jednym z największych objawień 2009 roku. Ich pierwszy album, którym otworzyli sobie drzwi do światowej kariery, nosi tytuł „Lungs”. Dałam się porwać magii muzyki prezentowanej przez Florence + The Machine. Jednak im dłużej słuchałam „Lungs”, tym bardziej była tą płytą znużona. Dziś oceniam ją znacznie gorzej. Do „Ceremonials” podeszłam z rezerwą. Obawiałam się, czy się to nie powtórzy. Najpierw oczarowanie, potem gorzka prawda. Stylistycznie nie wykonali żadnego kroku na przód. Ich muzyka to nadal indie pop z elementami rocka oraz soulu. Powtórka z rozrywki? Być może, grunt, że „Ceremonials” jest dużo lepsze niż debiut.

Czytaj dalej #213 Florence + The Machine “Ceremonials” (2011)

#201 Linkin Park “Minutes to Midnight” (2007)

Dobra passa zespołu z Ameryki trwa. Po “Meteorze” z 2003 roku, która przyniosła takie hity jak “Numb” czy “Somewhere I Belong”, Linkin Park wydali nowy krążek. Już po pierwszym przesłuchaniu można dostrzec, że brzmienie zespołu trochę się zmieniło. Nie ma tu już tak dużo gitar, i mocnych brzmień, do których swoich fanów przyzwyczaiła kapela. Więcej natomiast syntezatorów i spokojnych melodii. Niektórych może to odpychać. Z drugiej jednak strony nie należy mieć do nich pretensji, że po tylu latach mieli ochotę zrobić coś innego.

Czytaj dalej #201 Linkin Park “Minutes to Midnight” (2007)

#198 Pink “Try This” (2003)

Po dwóch krążkach w stylu r&b i pop P!nk postanowiła pokazać, że ma pazurki. Zostawiła łagodne klimaty r&b i nagrała płytę łączącą w sobie elementy rocka. Jak się szybko okazało – fani tego nie kupili. Nie spodobała im się nowa Pink. Podczas nagrywania krążka artystka współpracowała m.in. z Timem Armstrongiem, który specjalizuje się w punkowej muzyce. Pojawia się też Linda Perry, przy której pomocy Pink nagrała świetny album “Missundaztood”. Kropkę nad i postawił William Orbit, który już chyba na zawsze będzie kojarzony z płytą Madonny pt. “Ray of Light”. Jak widać, nazwiska wielkie. Coś jednak nie wyszło.

Czytaj dalej #198 Pink “Try This” (2003)