RECENZJA: Squid “O Monolith” (2023) (#1404)

Nie wiemy jeszcze, dlaczego płyta nazywa się tak, jak się nazywa – takich słów nie wypowiedział dotąd chyba żaden artysta. Do czasu zespołu Squid, który przed dwoma laty bardzo pozytywnie zaskoczył prezentując swoją wizję nietypowego punk rocka, a dziś wraca z krążkiem “O Monolith”. To właśnie tytuł tego albumu nie ma jeszcze interpretacji. Jest równie nietypowy i zagadkowy co muzyka, jaka się na nim znalazła.

Brytyjska formacja Squid zadebiutowała przed dwoma laty płytą “Bright Green Field”, na której postanowiła połączyć punk rock z krautrockiem, tanecznymi elementami czy dźwiękami dęciaków. Powstał z tego krążek barwny, intensywny i szalony, który przygrywał mi przez całe ubiegłoroczne lato. Kapela Squid dowodzona przez perkusistę Olliego Judge’a musiała zmierzyć się z monstrum, które sama do życia powołała – albo zwycięsko zmierzyć się z syndromem drugiej płyty, albo wypaść z obiegu.

Trzy pierwsze kompozycje to prawdziwa uczta dla fanów nieszablonowego grania. To także idealne przykłady na to, że Squid wkroczyli na terytorium tematyki dość mrocznej i zagmatwanej. We wpadającym w ucho “Swing (In a Dream)” o kakofonicznej końcówce i jazzująco-kosmicznych zapożyczeniach zabierają nas do świata snów. Przypominające legendę o diable “Devil’s Den” to zaczynający się od akustycznych, folkowych dźwięków gitary utwór o garażowym twiście. Takiej burzy ciężko było się spodziewać po intrze piosenki. Słowa surrealistycznego “Siphon Song” – póki co najbardziej eksperymentalnego nagrania w karierze Squid – gubią się w gąszczu elektronicznych, robotycznych obróbek i gęstej ściany dźwięku. Robiłam do kompozycji już wiele podejść i nadal znajduję w niej coś, co mnie zaskakuje. Kapitalna robota.

Emocje po ostatnich taktach “Siphon Song” wprawdzie lekko opadają, lecz doceniam również i kolejne utwory, jakie Brytyjczycy dla nas przygotowali. Mamy tutaj chociażby nonszalanckie, post punkowo-syntezatorowe “Undergrowth”; jammujące “The Blades”, którego hałas kontrastuje z łagodnym, ponurym zakończeniem czy flirtujące z ambientem “After the Flash” o powtarzającym się bicie, grze rogu i kobiecych wokalach, nadających całości anielskiego charakteru. Najmniej okazale wypada sama końcówka wydawnictwa, gdzie czekają szybkie, rozszalałe “Green Light” oraz “If You Had Seen the Bull’s Swimming Attempts You Would Have Stayed Away”, które moją uwagę bardziej zwróciło absurdalnie długim tytule aniżeli samą treścią.

Do płyty “O Monolith” zespołu Squid podchodziłam już z perspektywy osoby, która ma niesamowicie pozytywne zdanie o ich poprzednim dziele, i która uważa, że dawno w muzyce nie było tak intrygującej grupy proponującej mocniejsze brzmienia. Rock and roll is not dead zdają się krzyczeć “Bright Green Field” i “O Monolith”. Grupa Squid powróciła z płytą – ciężko w to uwierzyć – jeszcze lepszą, jeszcze głośniejszą, jeszcze bardziej chaotyczną, przy której jej debiut wypada jak zbiór piosenek grzecznych i słonecznych. Ollie Judge i spółka robią krok na przód i śmiało wprowadzają swój projekt do grona zespołów, które obecnie najbardziej mnie ekscytują.

Warto: Swing (In a Dream) & Devil’s Den & Siphon Song

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *