RECENZJA: Rubens “Piosenki, których nikt nie chciał” (2022) (#1420)

Piotr “Rubens” Rubik przez wiele lat towarzyszył na scenie innym artystom, wygrywając na gitarze ich kompozycje. Gdy podczas pandemii świat stanął i nikt nie myślał o uczęszczaniu w koncertach, on dany mu czas postanowił wykorzystać na pisanie i tworzenie własnych kompozycji, by wkrótce na te występy ludzie przychodzili specjalnie dla niego. Jego debiutancki krążek ukazał się u schyłku zeszłego roku, lecz ja zasłuchuję się w nim dopiero teraz.

Przyznam szczerze, iż tytuł albumu artysty, “Piosenki, których nikt nie chciał”, nie należy do najszczęśliwszych. Co on w końcu zapowiada? Czy Rubens podrzuca nam nagrania, którymi nie byli zainteresowani jego znajomi po fachu? I liczy, że my to łykniemy? Tych pytań pojawia się sporo, a ze wszystkimi Piotr zmierzył się już w licznych wywiadach, obiecując, że jego płyta nie jest zbiorem takich odrzutów, lecz utworów, które świetnie do niego pasują. Więc jeśli i wam odpowiadają brzmienia zahaczające o indie rock i pop rock, ten album jest dla was.

Intymne, kruche “7 grudnia 2020” to nie tylko tytuł numeru rozpoczynającego przygodę z “Piosenkami, których nikt nie chciał”, ale i data przełomowa w życiu Rubensa – ponoć wtedy podjął decyzję, że pora działać pod własnym pseudonimem. Kolejny numer, “Wszystko OK?”, to na swój sposób ciepły, alt rockowy kawałek, który szybko wpada w ucho. Większe wrażenie robi na mnie jednak “Piękna katastrofa” będąca kompozycją elegancką, delikatnie vintage’ową i ozdobioną podnioślejszym refrenem, który podczas koncertów robić musi furorę. Podobnie pięknie rozkwita gorzkie, wzbogacane syntezatorami “Najpóźniej dziś” oraz “Oczy zajdą mgłą” – powiedziałabym, że w żadnej innej piosence na płycie nie dzieje się aż tyle co w tej. Kontrastują z nią skromne, gitarowe nagrania pokroju “A gdyby tak” i pełen uroku “Plaster”. Do “Piosenek, których nikt nie chciał”, należą również kompozycje, w których więcej jest rockowych wpływów rodem z twórczości Arctic Monkeys (“Zostać na zawsze”, “Jakoś trzymam się”) czy pop rocka skrojonego pod polskie stacje radiowe (“To już ostatni raz”, “Twoje urodziny”).

Dziwnie pisze się Rubensie jako o debiutancie. Na polskiej scenie muzycznej aktywny jest w końcu od lat, lecz to właśnie “Piosenki, których nikt nie chciał” sprawiły, że śmiało okrzyknąć go można jednym z najważniejszych wokalistów współczesnej polskiej muzyki. Ukoronowaniem tego sukcesu było sześć nominacji do Fryderyków – nie przełożyły się wprawdzie na statuetki, lecz tyle samo ich zgarnął Dawid Podsiadło, który musi już czuć oddech konkurencji na plecach. I to gorący, bo za Rubensem stoi nie tylko wokalny talent, ale i niegłupie teksty czy światowe aranżacje. Pozostaje tylko życzyć sobie, by nie był gwiazdą jednego sezonu.

Warto: Piękna katastrofa & Najpóźniej dziś

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *