RECENZJA: Placebo “Covers” (2003) (#1453)

W 2003 roku brytyjska grupa Placebo wydaje swój czwarty studyjny album zatytułowany “Sleeping with Ghosts”, do którego rozszerzonej edycji przygotowuje dla fanów nie lada gratkę – krążek zawierający porcję coverów. Kto jednak śledził karierę formacji od samego początku i był na bieżąco z jej wszystkimi singlami i ich B side’ami, ten od razu zauważy, że płyta “Covers” w nowości za bardzo nie obfituje. Ja jednak lubię traktować ten projekt jako osobny, acz krótki rozdział kariery Brytyjczyków.

Od Kate Bush i Pixies, przez Roberta Palmera i Serge Gainsbourga, aż po Depeche Mode i… Boney M. Śmiało powiedzieć można, iż lista wykonawców, którymi nagraniami zainteresowali się Placebo, obfituje w legendarne, specjalizujące się w różnych brzmieniach nazwiska. Przeważają kompozycje z lat 70. i 80., choć wpadło też co nieco z ostatniej dekady XX wieku. Wszystkie utwory przepuszczone zostały jednak przez specjalny filtr, dzięki czemu nie są bezczelną kalką oryginałów.

Uwielbiam Kate Bush, jednak to, co z jej przebojem “Running Up That Hill” zrobili Brian Molko i spółka, podoba mi się znacznie bardziej od pierwotnej wersji kompozycji. Art pop ustąpił miejsca powolnej, mrocznej, alt rockowej aranżacji, a nad całością zaczął unosić się klimat tajemniczego zagrożenia. Ciarki gwarantowane. Na kolana powala mnie i “Holocaust” (oryginał: Big Star), które jest nieperfekcyjnie wykonanym, ciężkim utworem o walce z depresją. Wyczerpującym emocjonalnie, ale niesamowitym. Całkiem zgrabnie wyszły Placebo także takie numery jak “Where Is My Mind?” (Pixies), rozpędzone “Bigmouth Strikes Again” (The Smiths) czy oldskulowe, rock’n’rollowe “20th Century Boy” (T. Rex).

Bardziej potrafi jednak zaskoczyć druga połowa wydawnictwa. Synth rockowe “I Feel You” w wersji Depeche Mode nie ma sobie równych, ale i obdarzony androgenicznym głosem Molko potrafi oczarować nie mniej niż Dave Gahan. Nie dał jednak rady przeskoczyć Sinead O’Connor i jej art rockowej piosenki “Jackie”. Wersja Placebo tego kawałka wydaje mi się być nieco pustą i pozbawioną tego rąbka tajemnicy. Potrzeba nieco czasu, by polubić się z jedynym z klasyków disco w wykonaniu brytyjskiej kapeli. “Daddy Cool” z repertuaru Boney M jest równie gorączkowy, co oryginał, ale taneczne melodie zastąpione zostały surowszą, gitarową produkcją.

Można zastanawiać się, czy Placebo taka płyta jak “Covers” była faktycznie potrzebna. Ten zbiór nagrań, które pojawiały się na ich singlach czy rozszerzonych edycjach płyt, to raczej miły ukłon w stronę fanów brytyjskiego zespołu. To także zbiór dowodów na to, że zespół lubi podejmować ryzyko. A biorąc pod uwagę legendę, jaką zdążyła przez dwie dekady obrosnąć ich przeróbka “Running Up That Hill”, zdecydowanie było warto.

Warto: Running Up That Hill & Holocaust

_________________

Placebo ♥ Without You I’m NothingBlack Market MusicSleeping with GhostsMeds Battle for the SunLoud Like Love Never Let Me Go

One Reply to “RECENZJA: Placebo “Covers” (2003) (#1453)”

  1. Kiedy tylko zobaczyłam Boney M. to od razu wcisnęłam play. 😀 Jednak trochę się rozczarowałam, bo liczyłam na coś bardziej odległego od oryginału.
    Jeśli chodzi o “Running Up That Hill” to moje serce należy do oryginału, chociaż wersja Placebo jest ok.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *