Brytyjka, Dunka i Irlandczycy – w dzisiejszym wpisie będzie więc międzynarodowo. Emeli Sandé, MØ i zespół Kodaline dzieli wiele, ale na jesieni dopiero co minionego roku połączyło jedno. Zrobili fanom prezenty w postaci epek. Który mini album zostanie ze mną na dłużej?
Liczby są tym, co w muzyce interesuje mnie najmniej, ale zrobiło mi się trochę przykro widząc, jak małą popularnością cieszy się drugi studyjny album wokalistki, która jeszcze w 2012 roku śmiało konkurowała z Adele o miano najlepszego brytyjskiego eksportowego głosu. “Long Live the Angels” zasłużyło na większą atencję. Może i zabrakło na nim potencjalnych radiowych hitów w stylu “Next to Me” czy “My Kind of Love”, ale krążek pokazał, iż Emeli Sandé nie ma ochoty na zamykanie się w jednej szufladce. Na epce “Kingdom Coming” Brytyjka jeszcze mocniej odcina się od popowo-soulowych brzmień, proponując nam coś nowocześniejszego, choć chętnie zerkającego na klasykę, przez co takie propozycje jak zaaranżowana na pianino, jazzująca ballada “Love Not War”; akustyczne “Starlight” (miło, że Sandé porzuciła dance popową, pierwotną wersję nagrania) czy ciemny, przywodzący na myśl lata 90. hip hopowo-rhythm’and’bluesowy duet z niejakim Giggsem “Higher” brzmią zaskakująco świeżo. Ostatnia z kompozycji jest moim ulubionym momentem epki, choć przyznam, że świetnie słucha się także utrzymanych w podobnej stylistyce “Soon” (Emeli pozwala sobie na lekkie rapowanie) oraz “Kingdom Coming” (feat. Wretch 32). Ładnie wypada także jaśniejsze “Deep”, w którym na pierwszy plan wysunięto krystaliczne wokale artystki, do której pod koniec dołącza kobiecy chórek.
Niby wydawała kolejne single (m.in. “Drum”, “Final Song”, “Don’t Leave”), lecz drugiej studyjnej płyty jak nie było, tak nie ma. Duńska wokalistka MØ w ostatnich latach bardziej dała się poznać jako kolaborantka, aniżeli artystka z własnymi utworami. Dobrze jej na tym polu szło – w końcu takie piosenki z Major Lazer jak “Lean On” czy “Cold Water” świetnie się przyjęły wśród fanów muzyki łatwej i przyjemnej. Pierwszym większym wydawnictwem artystki od czasów debiutanckiego, całkiem niezłego “No Mythologies to Follow” jest ubiegłoroczna epka “When I Was Young”. Mini album jest tak naprawdę zbiorem tego, za co polubiliśmy MØ najbardziej. Przebojowe, choć niebanalne refreny, ciekawe hooki, nieprzesadnie idealne, wygładzone wokale. No i energia, choć dawkowana jak zawsze z umiarem. Najlepiej wypada tu tytułowe nagranie – nieszablonowe, dynamiczne, wzbogacone dęciakami “When I Was Young”, które już teraz robi mocną konkurencję “Slow Love” w moim prywatnym rankingu utworów Dunki. Warto również sięgnąć po podbite lekką nostalgią “Bb” i dwie spokojniejsze kompozycje: stopniujące napięcie, tajemnicze “Roots” i rozmarzone, pełne klasy “Run Away”. Epkę dopełniają zerkające na nowoczesne r&b “Turn My Heart to Stone” oraz dance popowe “Linking With You”, które z tego małego zbioru podoba mi się najmniej. Muszę jednak na koniec dodać, iż nowe utwory MØ lepiej wypadają oddzielnie. Słuchanie ich w zestawie nie sprawia tylu przyjemności.
Praca nad trzecim studyjnym wydawnictwem Kodaline wkroczyła ponoć w decydującą fazę. Zespół tak skupiony jest na następcy “Coming Up for Air”, że aż odwołał zaplanowaną na jesień ubiegłego roku trasę koncertową. Co z tych wysiłków wyjdzie, jeszcze nie wiemy, choć słuchając singla “Brother” i wydanej kilkanaście tygodni po nim epki “I Wouldn’t Be” powiedzieć mogę, że z chęcią sprawdzę nadchodzący longplay Irlandczyków. Te piętnaście minut nowej muzyki sygnowanej nazwą Kodaline udowodniło mi, że grupa w końcu ruszyła się z miejsca. Nie popędziła może do przodu, ale wykonała kilka małych, acz ważnych kroczków. Na mini albumie wciąż króluje łagodne, folkowo-popowe brzmienie, które zespół zdecydował się wzbogacić elementami zaczerpniętymi z innych gatunków. Kompozycje są bardzo melancholijne i podszyte smutkiem. Kodaline opowiadają bowiem m.in. o tęsknocie za bliskimi czy śmierci przyjaciela, który zostać ma w naszej pamięci na zawsze. Zachwyca emocjonalny tytułowy utwór, który wszyscy członkowie zespołu wykonują przy nieznacznym, niesamowicie delikatnym muzycznym podkładzie. Do gustu przypadło mi także poruszające, gitarowe “Blood & Bones”, w którym wokal Steve’go Garrigana, mimo poruszanej tematyki, jest pełen spokoju i nadziei. Fanów szybszych numerów z pewnością zainteresuje przebojowe “Ready to Change” i delikatnie taneczne “The Riddle”.
Nie znam żadnej z tych epek, ale ciekawa jestem Emeli Sande.
Ep-ka MØ bardzo dobra. Super, że Dunka nadal potrafi zaskakiwać, np. wprowadzeniem do warstwy muzycznej saksofonu. Kodaline kojarzę tylko ze współpracy z Kygo, ale chętnie posłucham tego mini-albumu – przynajmniej przekonam się czy zespół trafi w mój gust.
Pozdrawiam 🙂
Jestem ciekawa Kingsom coming 🙂
To, co zrobiła Emeli na EPce, powinna według mnie robić na co dzień, bo niestety jej druga pełna płyta była mocno nastawiona na liczby.
Nowy wpis na http://bartosz-po-prostu.com
Nie znam żadnej z tych EPek, ale Emeli mnie zaintrygowała, więc pewnie po nią sięgnę.
Zapraszam na nowy wpis.
Pozdrowienia. 🙂
Pamiętam, że chciałam przesłuchać “When I Was Young”, ale w rezultacie stanęło na jednej piosence i mój plan poszedł w niepamięć. Może kiedyś go zrealizuję.
U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂