#974 Madonna “Madame X” (2019)

Madame X jest tajnym agentem, który podróżuje po świecie i zmienia tożsamość – mówiła przed premierą swojej czternastej studyjnej płyty legendarna Madonna. Na swój nowy krążek kazała nam czekać cztery lata, rzucając się w wir innych projektów (głównie kosmetyczno-charytatywnych) i odbywając podróże, które zainspirowały ją do stworzenia “Madame X”. Z takim efektem, że życzyłabym sobie, by jej wędrówka po świecie szybko się nie zakończyła.

Motorem napędowym do podkręcenia stylistyki i sięgnięcia po nowe rozwiązania była dla Madonny przeprowadzka do jednej z najpiękniejszych i najspokojniejszych europejskich stolic – portugalskiej Lizbony. Za nią przyszło zainteresowanie się południowymi brzmieniami. Niby nic dziś oryginalnego – latino od lat święci triumfy. Na “Madame X” także się pojawia, ale to tylko wierzchołek góry lodowej.

Przede wszystkim mamy do czynienia z najróżnorodniejszą płytą Madonny od lat. O ile nie w ogóle. Rozpoczęcie jest bardzo subtelne i sielskie. “Medellín” jest świeżym, przyjemnym, choć nieco infantylnym utworem, w którym artystce partneruje Maluma. Kolumbijski wokalista pojawia się także w reggaetone’owym, przebojowym “Bitch I’m Loca”. Kompozycja należy do słabszych momentów “Madame X”, ale traktuję ją jako guilty pleasure. Żadnej przyjemności nie sprawia mi za to obcowanie z “Faz Gostoso” (feat. Anitta). Angielsko-portugalski, utrzymany w szybkim tempie kawałek jest przyciężki i chaotyczny. Do tego aż za bardzo słyszę w nim J.Lo. Średnie wrażenie robią na mnie dwie pozostałe kolaboracje – kołyszące “Future” (feat. Quavo) i pościelowe “Crave” (feat. Swae Lee). A jeśli jestem już w temacie utworów, do których nie mam zbytniej ochoty wracać, zaliczam do tej grupki nudny, polityczny elektropop postaci “I Rise”.

Najlepiej wypadają piosenki, w których Madonnie jeszcze bardziej puszczają hamulce. Nie zachwycam się, ale doceniam “Dark Ballet” – dziwaczny gospel rodem z XXII wieku z przetworzonymi do granic możliwości wokalami, powolnymi przemowami i melodią zaczerpniętą z prawdziwego baletu (“Dance of the Reed Pipes” z jednego z dzieł Czajkowskiego). Szaleństwem odznacza się także “God Control”. Kompozycja jest istną jazdą przez najlepsze momenty kariery Madonny. Po przytłumionym wstępie otrzymujemy bowiem kościelny chór przywołujący echa “Like a Prayer” i disco przypominające o erze “Confessions”. Z bardziej najtisowym zacięciem wjeżdża parkietowe “I Don’t Search I Find”, które porwało mnie od pierwszego przesłuchania. Podobają mi się także “Batuka”, “Killers Who Are Partying” i “Come Alive”. Pierwszy z utworów zawiera obiecane afrykańskie, plemienne wpływy. W nawiązującym do fado “Killers Who Are Partying” podobają mi się kruche wokale Madonny. “Come Alive” jest zaś niespecjalnie nowoczesną, popową kompozycją z chórkiem i odległymi trąbkami.

Przyznam szczerze, że zwiastujące ten krążek utwory niezbyt u mnie namieszały. Jedynie “Medellín” przez długi czas błąkało mi się po głowie. “Madame X” jest jednak doskonałym przykładem wydawnictwa, którego nie powinno się oceniać po singlach. Wiele pozostałych piosenek przerosło moje oczekiwania. Najbardziej jednak podoba mi się to, że Madonna przestała się ścigać*. Jej poprzednie trzy płyty były nowocześniejsze, ale jednocześnie mniej pociągające. Chwilami nawet pokazujące, iż Królowa Popu łapie zadyszkę. Na “Madame X” ponownie wkracza na tron, ale z dużym luzem. Przy okazji zdobywając nowy przydomek – Królowej World Popu.

Warto: God Control & I Don’t Search I Find & Batuka

* W sumie w tym roku nie ma nawet z kim. Chyba że chcecie udawać, że podobają wam się nowości od Ariany Grande, Katy Perry i Taylor Swift.

9 Replies to “#974 Madonna “Madame X” (2019)”

  1. Jak dla mnie album ok. Chociaż fakt, nie warto oceniać po singlach, bo jak dla mnie były bardzo przeciętne i trochę odebrały połączeniu z nutami latynoskimi..

  2. Jestem zaskoczona, że aż tak spodobała mi się ta płyta. Za Medellín nie przepadam – obrzydził mnie do piosenki teledysk, ale God Control jest extra.

  3. Pisałem już to na innym blogiem, że doceniam i szanuje cały dorobek Madonny. Ja jednak nigdy za nią nie przepadałem. Owszem, kilka numerów lubię, parę albumów przesłuchałem, ale żebym miał chętnie siadać to nowego wydawnictwa to już nie bardzo.

  4. Mam podobnie jak Tomasz. Szanuję, trochę numerów kojarzę, ale to wszystko. Nie potrafię się do Madonny w stu procentach przekonać.
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *