RECENZJA: Katy Kirby “Blue Raspberry” (2024) (#1468)

Przystępując do prac nad następcą debiutanckiego longplay’a “Cool Dry Place” amerykańska wokalistka Katy Kirby odkryła siebie na nowo. Zaczęła randkować z kobietą, z którą obecnie jest w szczęśliwym związku. Towarzyszące uczuciu zakochania emocje, a także próby odnalezienia się w zupełnie nowej sytuacji zainspirowały artystkę do stworzenia płyty “Blue Raspberry”.

Po umiarkowanym sukcesie debiutanckiego albumu “Cool Dry Place” wydanego przez niezależną, maleńką wytwórnię Keeled Scales Katy podpisała kontrakt z labelem Anti, który lata temu rozsławiony został przez Toma Waitsa i jego bestsellerowy krążek “Mule Variations”. Zmianie uległ więc i budżet, jaki Kirby dostała na przygotowanie swojej drugiej płyty. Rozszerzyła swój zespół, dzięki czemu aranżacyjnie dzieje się na “Blue Raspberry” więcej niż na jego poprzedniku, choć nadal króluje indie folk.

Pięknymi klawiszami pianina i niemalże kołysankowymi wokalami wita nas Kirby na swojej drugiej płycie. “Redemption Arc” wzbogacane jest dźwiękami rogu i ukrytej w tle orkiestry, co nadaje kompozycji podnioślejszego, nieco nawet uroczystego nastroju. Utwór kontrastuje z równym, nie trwającym nawet dwóch minut “Fences” czy lekkim, wiosennym “Cubic Zirconia”. Miłośników nieprzekombinowanych utworów zainteresować z pewnością mogą także takie numery jak storytellingowe, kołyszące “Wait Listen”; smyczkowe, ignorujące typową budowę piosenek “Party of the Century”; piano ballada “Salt Crystal” czy akustyczne nagranie tytułowe o jeszcze cichszym, harmonijnym refrenie. Nie brakuje jednak na albumie utworów, w których Katy ma ochotę pohałasować. Szarpanie strun gitar i pewne zniekształcenia są cechą charakterystyczną “Hand to Hand”. Alt rockowy zryw rozbudza pod koniec “Drop Dead”, zaś zamykające projekt “Table” to garażowe granie, w którym stonowane jak zwykle wokale Katy zostały niestety przygniecione przez melodię.

Obawiałam się nieco, iż wejście na ścieżkę profesjonalnej muzycznej kariery, możliwość przebierania w producentach i tworzenie w studiach nagraniowych rozsianych po Nowym Jorku odbiorą piosenkom Katy Kirby to, co podobało mi się w nich najbardziej – tę prostolinijność i bezpretensjonalność. Szczęśliwie “Blue Raspberry” jest rozwinięciem tego, co Amerykanka prezentowała na “Cool Dry Place”. Jednak o ile na tamtym wydawnictwie wciąż sprawiała wrażenie nieśmiałej dziewczyny, tu daje sobie więcej swobody na wyrażanie siebie, emocji i opowiadanie swojej historii.

Warto: Redemption Arc & Blue Raspberry

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *