10×10, czyli 10 pamiętnych płyt, które kończą w 2021 roku 10 lat

W 2011 roku na świecie zrobiło się niespokojnie. Do kin weszła ostatnia część przygód Harry’ego Pottera. Oglądaliśmy także czwartą odsłonę “Piratów z Karaibów”, trzecią “Transformersów” i drugą “Kac Vegas”. Bawiliśmy się przy dźwiękach takich przebojów jak “Moves Like Jagger” Maroon 5 i Christiny Aguilery, “Patry Rock Anthem” LMFAO, “On the Floor” J.Lo i “Pumped Up Kicks” Foster the People oraz płakaliśmy po śmierci Amy Winehouse. Ukazały się także płyty, które wspominamy do dziś.

ADELE 21 (24.01.2011) Tego wydawnictwa nikomu przedstawiać nie trzeba. Kiedy wydawało się, iż sprzedaż płyt spada na łeb na szyję, Adele zagościła w domach przeszło osiemnastu milionów słuchaczy jedynie w 2011 roku. Dziś ta liczba przekroczyła już trzydzieści milionów. Rekordy, jakie Brytyjka pobiła, wymagałyby osobnego, dość obszernego artykułu. Miksująca retro pop z soulem płyta obsypana także została branżowymi nagrodami (w tym i siedmioma Grammy). I chociaż osobiście nie szaleję za “21”, szanuję, iż Adele udało się osiągnąć to wszystko będąc w opozycji do wówczas popularnych, mocno wspierających się seksownym wyglądem artystek. Sprawiła, że faktycznie zaczął liczyć się głos. Z kronikarskiego dodam, iż to właśnie z tego albumu pochodzą przeboje pokroju “Someone Like You” i “Rolling in the Deep”.

JAMES BLAKE JAMES BLAKE (04.02.11) Wydana w 2009 roku płyta “xx” zespołu The xx była jednym z najważniejszych wydarzeń w muzycznym światku w swoim czasie. Szybko się okazało, iż chłodny, minimalistyczny elektro-dream pop inspiruje rzeszę twórców. Jednym z nich był James Blake. Brytyjczyk zwrócił na siebie uwagę w 2010 roku, wydając kilka świetnie przejętych epek. Z myślą o debiutanckim longplay’u – wydanym na początku 2011 roku albumie “James Blake” – przygotował nowy zestaw równie świetnych nagrań miksujących z elektro-popem soul, r&b i post-dubstep. Płyta dotarła do 9. miejsca na brytyjskiej liście bestsellerów, a jej zawartość przyniosła artyście nominację do prestiżowej nagrody Mercury Prize dla najlepszego brytyjskiego albumu 2011 roku. Lepsza okazała się być wówczas PJ Harvey i jej “Let England Shake”.

PJ HARVEY LET ENGLAND SHAKE (14.02.11) A jak już o samej PJ Harvey mowa… Po wyciszającym albumie “White Chalk” (2007 rok) królowa brytyjskiej alternatywy zrobiła sobie przerwę, by w 2010 roku stanąć za mikrofonem i w dwa miesiące nagrać nową płytę. Na studio wybrała nieduży St. Peter’s Church na południu Wielkiej Brytanii, a w pracy nad krążkiem wspomagała ją sprawdzona ekipa (m.in. Flood i John Parish). Antywojenne hymny i piosenki o skomplikowanej relacji Polly Jean z jej własną ojczyzną odbiły się szerokim echem po świecie, sprawiając, iż “Let England Shake” było pewniakiem w albumowych podsumowaniach 2011 roku. Nieźle wiodło się płycie na listach bestsellerów – po raz pierwszy od 1993 roku artystka wskoczyła do top10 na Wyspach Brytyjskich. W USA jej popularniejszym albumem jest jedynie “Uh Huh Her”.

LADY GAGA BORN THIS WAY (23.05.2011) Amerykańska artystka od początku kariery lubiła zaskakiwać nietypowym wizerunkiem, ale prawdziwym szaleństwem charakteryzowała się dopiero era “Born This Way”. Wokalistka przekraczała nie tylko granice w modzie, ale i swojej własnej twórczości. Nie da się ukryć, iż druga płyta jest cięższa i nie tak cukierkowa jak “The Fame”. Z elektro-dance-popu Gaga uczyniła jedynie bazę dla większych pomysłów. W efekcie w swoich piosenkach flirtuje m.in. z hard rockiem, latino, techno czy country. Krążek w samych Stanach w pierwszym tygodniu trafił do ponad miliona słuchaczy, a takie kawałki jak “Born This Way” czy “The Edge of Glory” nieźle poczynały sobie na listach przebojów.

JAY Z X KANYE WEST WATCH THE THRONE (08.08.2011) Drogi dwóch najpopularniejszych amerykańskich raperów przecinały się wielokrotnie. Wspólny kierunek Jay Z i Kanye West obrali w 2010 roku. Planowana epka przeobraziła się w cały album, który ukazał się w drugiej połowie 2011 roku. Na śmiało zatytułowanym krążku (“Watch the Throne”) raperzy starali się pokazać z jak najlepszej strony, nawijając o sławie, pieniądzach i ogólnie high life. Towarzyszą im w tym tacy goście jak (udajmy zaskoczenie) Beyoncé, Frank Ocean i The-Dream. Ciekawostką są kompozycje z zapożyczonymi wokalami dwóch legend – Otisa Reddinga i Curtisa Mayfielda. “Watch the Throne” w samych tylko Stanach znalazło przeszło pięć milionów nabywców. Wspólny album Jay’a Z i Kanye Westa nominowany został do Grammy, lecz… statuetka powędrowała do “My Beautiful Dark Twisted Fantasy” Westa. 

ST. VINCENT STRANGE MERCY (12.09.2011) Płyty “Marry Me” i “Actor” przedstawiły amerykańską wokalistkę i gitarzystkę Annie Clark garstce słuchaczy. Do trzech razy sztuka w jej przypadku się sprawdziło – album “Strange Mercy” wskoczył do pierwszej dwudziestki bestsellerów w USA. Dopiero trzy lata później w St. Vincent miała zakochać się Europa. Swój trzeci krążek (promowany, tak na marginesie, utworami takimi jak “Cruel” i cudowne “Cheerleader”) wokalistka skompletowała podczas samoizolacji, którą spędziła daleko od głośnego i przeładowanego informacjami Nowego Jorku. W efekcie powstała porcja osobistych, miksujących art pop, alternatywny rock i nowocześniejsze, elektroniczne dźwięki kompozycji. “Strange Mercy” zaznaczyło swoją obecność w wielu rankingach podsumowujących 2011 roku, powracając później w zestawieniach najlepszych płyt minionej dekady.

COLDPLAY MYLO XYLOTO (19.10.2011) Tytuł, który  – zgodnie ze słowami członków zespołu – może oznaczać, cokolwiek tylko chcemy oraz grafika inspirowana oldskulowym nowojorskim graffiti. Coldplay na album “Mylo Xyloto” mieli całkiem niezłe pomysły. Muzycznie podzielili swoich wielbicieli. Część chwaliła chęć próbowania czegoś nowego, innym nie podobało się obranie kierunku w stronę radiowej elektroniki. Ale i tak był hit. Szacuje się, że album zakupiony został przez 8 milionów słuchaczy, a trasa koncertowa go promująca przyciągnęła przeszło 2 miliony widzów. Dwukrotnie zresztą zawitała do Polski. Z albumu pochodzą takie przeboje jak “Paradise” i “Every Teardrop Is a Waterfall”, które przyniosły grupie nominacje do Grammy.

TOM WAITS BAD AS ME (21.10.2011) Chociaż na początku kariery nowe  płyty Waits wydawał regularnie, XXI wiek póki co przyniósł nam na razie jedynie jego trzy albumy. Od premiery ostatniego, “Bad as Me”, minie lada chwila dekada. I jeśli komuś wydawało się, że nikt już nie czeka na nowe piosenki Toma, ukazanie się jego siedemnastego wydawnictwa stało się kulturalnym wydarzeniem 2011 roku. W USA “Bad as Me” dotarło do 6. miejsca na Billboard 200, będąc jedyną płytą Waitsa w top10 tego zestawienia. Sporym zainteresowaniem krążek cieszył się i w Europie, szczególnie Norwegii i Danii. Dotychczas niezbyt artysta przejmował się singlami, ale tym razem płytę promowały aż dwie piosenki – tytułowa oraz “Back in the Crowd”. W 2013 roku “Bad as Me” przyniosło Tomowi nominację do Grammy w kategorii Best Alternative Album. Przegrał jednak z… Gotye.

FLORENCE + THE MACHINE CEREMONIALS (28.10.11) Usiłowałam nagrać materiał, który sama chciałabym usłyszeć, dramatyczne, potężne, a jednocześnie nieco przerażające brzmienie. Chciałam, żeby efekt był powalający – mówiła po premierze “Ceremonials” Florence Welch. Brytyjska formacja przez nią dowodzona podbiła serca fanów indie dwa lata wcześniej. Dzieła dopełniło kolejne wydawnictwo, które nabrało bardziej soulowego, na swój sposób eleganckiego charakteru, co idealnie komponuje się z inspirowaną art deco okładką. “Ceremonials” przyniosło zespołowi nie tylko świetne pozycje na listach bestsellerów w różnych częściach globu, ale i nominację do Grammy w kategorii Best Pop Vocal Album (jakimś cudem grupa przegrała ze… “Stronger” Kelly Clarkson). Single postaci “Shake It Out” czy “Spectrum (Say My Name)” na stałe weszły do grona najbardziej rozpoznawalnych kawałków kapeli.

KATE BUSH 50 WORDS FOR SNOW (21.11.2011) Nie tylko wspomniany Waits odpuścił sobie w nowym tysiącleciu. Także i u Kate Bush cicho. W listopadzie 2011 roku brytyjska legenda zaskoczyła inspirowaną zimą płytę “50 Words for Snow”. Była jej pierwszym zbiorem premierowych nagrań od czasów “Aerial”. Album swój tytuł zaczerpnął z mitu, iż Eskimosi posiadają 50 słów na określenie śniegu. Komercyjne wyniki dziesiątego krążka Kate tylko udowodniły, że na je muzykę zawsze czeka rzesza słuchaczy. “50 Words for Snow” wskoczyło do pierwszej dziesiątki list bestsellerów w takich krajach jak Wielka Brytania, Niemcy i Finlandia. Bush udało się cały projekt utrzymać w ścisłej tajemnicy mimo zaangażowania znanych nazwisk. Uwagę szczególnie zwraca Elton John, który dołączył do artystki w utworze “Snowed in at Wheeler Street”.

Playlista, na której znajdziecie sto utworów wydanych w 2011 roku ⇓

10 Replies to “10×10, czyli 10 pamiętnych płyt, które kończą w 2021 roku 10 lat”

  1. Ja za to za “21” przepadam i z wybranych przez Ciebie płyt właśnie do tej wracam najchętniej. Smutno mi się natomiast robi z powodu “Let England Shake”, bo to oznacza, że – muzycznie – PJ już od dekady trochę się obija. Brakuje mi jej i wolałbym usłyszeć coś nowego, zamiast kolejnego dema.

    1. Ja nie słuchałam 21 od lat, ale po głowie chodzi mi krótki wpis rocznicowy i zdarzyło mi się wrócić do tej muzyki. No i wow, zaskoczenie.
      Oj tak, PJ ostatnio leniuchuje. A ciężko mi uwierzyć, że od “Hope 6…” minie zaraz 5 lat…

      1. No dokładnie. Bo jakoś nie wierzę, że w obecnych czasach PJ nie ma nic do powiedzenia. Oczywiście trochę żal przeze mnie przemawia, bo chciałbym, żeby jeszcze mnie czymś zaskoczyła.

        Przy okazji zapraszam na nowy wpis 🙂

  2. Jeśli Tom i Kate mieliby zakończyć karierę takimi wydawnictwami, to choć zapłaczę szczerze, cieszę się, że obyło się rozmieniania, wybitnych karier, na drobne

    1. W Toma jeszcze wierzę, że może kiedyś coś tam jeszcze wyda. Co do Kate niestety moje nadzieje są bardzo nikłe.

  3. No dokładnie. Bo jakoś nie wierzę, że w obecnych czasach PJ nie ma nic do powiedzenia. Oczywiście trochę żal przeze mnie przemawia, bo chciałbym, żeby jeszcze mnie czymś zaskoczyła.

    Przy okazji zapraszam na nowy wpis 🙂

  4. Informacja, że “Ceremonials” przegrało ze “Stronger” mnie załamała, że też tego albumu akurat nie uwzględniłaś we wpisie. 😛
    Mam cichą nadzieję, że “50 Words” nie będzie ostatnim albumem Kate i podzieli się ona czymś nowym w tej dekadzie.
    Pozdrawiam. 🙂

    1. Zależało mi dodatkowo, by umieścić płyty, których warto choć raz posłuchać. A “Stronger” absolutnie takie nie jest 😀

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *