RECENZJA: Willow “COPINGMECHANISM” (2022) (#1411)

Przed dwoma laty Willow (ze słynnej, hollywoodzkiej rodzinki Smith) stwierdziła, że ma ochotę narobić hałasu. Ten metaforyczny spowodowany przez nią został już przed dekadą, gdy kręciła głową w rytm przeboju “Whip My Hair”. Tym razem artystka postanowiła zgromadzić instrumenty, których brzmienie ciężko przegapić. I chyba je polubiła, gdyż po przybieraniu na każdej kolejnej płycie innej postaci, drugi album z rzędu poświęciła swoim punkowym inspiracjom.

Willow w swojej ostrzejszej wersji dała nam się poznać na wydanym w 2021 roku krążku “Lately I Feel EVERYTHING”. I chociaż słuchanie zawartych na nim piosenek wydawało mi się wówczas być niezłym doznaniem, dziś patrzę na niego jak na zabawę Amerykanki w emo dzieciaka odkrywającego płyty z początków lat dwutysięcznych podebrane rodzicom. Rzucając okiem na grono jej współpracowników podejrzewać można, iż w głośnikach królowali wówczas Avril Lavigne i Blink-182. Album “<COPINGMECHANISM>” także flirtuje ile może z pop punkiem, alt rockiem czy grungem, ale jest mniej na pokaz.

Mimo potężnego debiutu noszącego ciężki do zapamiętania tytuł “Ardipithecus” Willow skierowała swoją uwagę ku płytom o bardziej okrojonych formach. Także i “<COPINGMECHANISM>” dobiega końca zanim na dobre się rozkręci, a lwia część nagrań nie przekracza nawet trzech minut. Nic dziwnego więc, że postanawia od pierwszych sekund wrzucić piąty bieg – rozpędzone “<Maybe> It’s My Fault”, w którym lubię muśnięty poczuciem skruchy wokal artystki, otwiera krążek. Szaleństwem odznaczają się takie utwory jak “Falling Endlessly”; rozkrzyczane “UR a <stranger>” czy agresywne, ciężkie “BATSHIT!”. Jakby dla utrzymania równowagi (przede wszystkim tej emocjonalnej) Willow wplata w tracklistę piosenki spokojniejsze, do których należą chociażby stonowane, chwytające za akustyczną gitarę “Split”; refleksyjne “WHY?”, które momentami zadowoli miłośników gitarowych chwytów; czy w końcu lekko jazzujące “No Control” będące jedną z moich ulubionych kompozycji zawartych na “<COPINGMECHANISM>”. Absolutnym diamencikiem jest łączące alt rock z mrocznym synthwavem “Perfectly Not Close to Me”, w którym nietrzymająca swych nerwów na wodzy Willow kontrastuje z mechanicznym Yvesem Tumorem. Na drugim biegunie ląduje za to pop punkowy utwór “Hover Like a GODDESS” – słuchając go aż chce się zwrócić do Lavigne z tekstem “masz, wypadło ci”. Jak na możliwości Smith piosenka jest aż zbyt banalna.

Tym razem postaram się śledzić na bieżąco kończyłam swój tekst o albumie “Lately I Feel EVERYTHING”, obiecując sobie, że nie będę zbytnio zwlekać z zapoznawaniem się z każdą nowością wychodzącą spod ręki Willow Smith. Lubię podejście tej dziewczyny do muzyki – bez chłodnych kalkulacji, oglądania się na trendy, chęci zawojowania list przebojów. Nie ma jednak co ukrywać. Znane nazwisko otwiera wiele drzwi, które dla zwykłych śmiertelników marzących o muzycznych karierach są zamknięte. Willow odwdzięcza się porcją intrygujących, śmiałych numerów, których tempo zmienia się jak w kalejdoskopie.

Warto: No Control & Perfectly Not Close to Me

_____________

Ardipithecus Willow Lately I Feel EVERYTHING

One Reply to “RECENZJA: Willow “COPINGMECHANISM” (2022) (#1411)”

  1. Pamiętam, że słuchałam tego albumu, ale nic już z niego pamiętam, a tytuły piosenek nie pomagają. 😉 Fajnie, że Willow ma dużo pomysłów na samą siebie, ale byłoby lepiej, gdyby tworzyła muzykę, która zostaje w pamięci na dłużej.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *