RECENZJA: Jorja Smith “Falling or Flying” (2023) (#1433)

Zaraz wracam wołała nam przeszło dwa lata temu z epki “Be Right Back” brytyjska wokalistka Jorja Smith, która za sprawą debiutanckiego albumu stała się jedną z moich ulubionych debiutantek ostatnich lat. Pół dekady jednak musiało minąć od ukazania się “Lost & Found”, by artystka gotowa była na swój muzyczny come back. Powrót w wielkim stylu? Falling czy raczej flying? Jakikolwiek nie byłby werdykt, na niewiele płyt w 2023 roku czekałam bardziej.

“Lost & Found” z 2018 roku zasługuje na każdą laurkę, na każde ciepłe słowo i komplement. Neo soulowy album nastoletniej Jorji zachwycał dojrzałością i przyjemnie pieścił uszy osób takich jak ja, które wciąż z rozrzewnieniem zerkają na lata 90. oraz ówczesne soul i rhythm’and’blues. I nawet brak dynamizmu nie wpływa negatywnie na ten krążek, gdy wszystkie utwory na nim zawarte tak pięknie siadały. “Falling or Flying” to już Smith próbująca pokazać nam się z różnych dźwiękowych perspektyw.

Filmowa atmosfera i gra bębnów intrygują w kompozycji “Try Me”, która rozpoczyna nowy rozdział kariery Smith. Instrumenty perkusyjne zostawiają także spory ślad na “She Feels”, choć akurat w przypadku tej piosenki moim ulubionym elementem jest sama artystka, w której sposobie śpiewania sporo jest luzu. Uwielbiam za to każdy aspekt szybkiego, łączącego nowoczesność z jazzem “Little Things”. Kolejny utwór jest pierwszym duetem na wydawnictwie. Flirtujące z afrobeatem “Feelings” pamiętam jednak głównie ze względu na postać J Husa, przez co odnoszę wrażenie, że Jorja jest gościem we własnej piosence. Dużo korzystniej wokalistka wypada w zamglonym, zahaczającym o rytmy reggae “Greatest Gift” (feat. Lila Ike). Samą siebie Brytyjka przechodzi w “GO GO GO”, gdzie postanawia pobawić się brzmieniami indie. Jest energicznie i gitarowo.

Po ostatnich taktach wspomnianej przed momentem kompozycji te emocje nieco opadają i dostajemy kilka niezłych, choć nie skupiających już na siebie mojej zbytniej uwagi kawałków. Mamy tu chociażby przygaszone “Try and Fit in”, które kończy się, zanim je zauważam; balladowe “Broken Is the Man”; akustyczne “Too Many Times” czy folk soulowe “Lately”. Powrotem wysokiej formy są wiosenne, leciutkie “Backwards” o komputerowych bitach lekko zaburzających ten sielski obrazek; oraz soulowa, smyczkowa ballada “What If My Heart Beats Faster?”, która szczęśliwie trzyma się z dala od taniego patosu.

Drugi longplay Brytyjki jest płytą, która – korzystając z jej tytułu – najpierw ładnie się wznosi, potem opada (szczęśliwie ani razu nie uderzając z hukiem o ziemię) by ponownie poszybować w górę. Jednak w przypadku kogoś takiego jak Jorja Smith, kto udowodnił nam swoją wielkość na poprzednich projektach, nie jest to coś, co by mi wystarczyło. “Falling or Flying” jest albumem różnorodniejszym i charakteryzującym się większym dynamizmem niż “Lost & Found”, ale mniej tu faktycznie pięknych momentów.

Warto: Little Things & What If My Heart Beats Faster?

_________________

Project 11Lost & Found ♣ Be Right Back

One Reply to “RECENZJA: Jorja Smith “Falling or Flying” (2023) (#1433)”

  1. Jorja Smith to nazwisko, które często widzę, ale nigdy nie byłam zachęcona by jej posłuchać. Chyba czas nadrobić zaległości, chociaż szkoda, że ten album jest mniej spektakularny od poprzednika.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *