RECENZJA: Corinne Bailey Rae “Black Rainbows” (2023) (#1429)

Brytyjska wokalistka Corinne Bailey Rae lubi zniknąć z radaru na kilka lat, by wrócić z albumem, który brzmi jak zupełnie nowy rozdział jej kariery. O ile jednak poprzednio te zmiany były mniej lub bardziej wyczuwalne, tak tegoroczny krążek, “Black Rainbow”, sprawił, że musiałam dobrze przyjrzeć się nazwisku jego autorki. Czy w ciągu tych lat pojawiła się nowa Corinne, czy może ta “dawna” stwierdziła, że pora na rewolucję?

Przeszło piętnaście lat temu Rae ze swoimi piosenkami miksującymi r&b z soulem, jazzem oraz folkiem stanowiła kontrast dla głośniejszych, nie stroniących od skandali koleżanek po fachu pokroju Amy Winehouse czy Lily Allen, raczej proponując swoją muzykę fanom skromnych Norah Jones i Katie Melua. Na “The Heart Speaks in Whispers”, swojej poprzedniej płycie, poszła w delikatną elektronikę, by na “Black Rainbows” stwierdzić, że pora zostać gwiazdą garażowego rocka. Ale na własnych zasadach.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz trafiłam na album, którego końcówka zmiotłaby wszystko to, co działo się na nim wcześniej. Brytyjka w ramach podziękowań za naszą cierpliwość umieściła tam bowiem “Peach Velvet Sky” oraz “Before the Throne Of the Invisible God”. Pierwsza z kompozycji to zaaranżowana na pianino ballada utrzymana w stylu nagrań, jakie w latach 70. w nasze ręce oddawała młodziutka Kate Bush. Czy może być lepsza rekomendacja? “Before the Throne Of the Invisible God” ma w sobie zaś coś z eksperymentalnego jazzowego mroku znanego z rewelacyjnego “Blackstar” Bowiego.

Również reszta kawałków to Rae w szalenie dobrej formie. Począwszy od wpierw powściągliwego, później przechodzącego w klimaty niemalże stadionowego rocka “A Spell, A Prayer” czy art rockowo-elektroniczno-jazzowego “Black Rainbows”, przez kosmiczny funk postaci “Earthlings”, aż po przeszło ośmiominutowego kolosa “Put It Down” utrzymanego w stylistyce futurystycznego, bujającego r&b i neo soulu. Sporo emocji budzą miniaturka “New York Transit Queen” o punkowej mocy i klaskanym rytmie, oraz hałaśliwe, grunge’owe “Erasure”. Delikatniejszą stronę Corinne pokazuje w soulowym, baśniowym “Red Horse” oraz jazzującym, wykonanym na luzie “He Will Follow You With His Eyes”, które w dalszej części przecinane jest metalicznymi, elektronicznymi dźwiękami.

Premiera nowej płyty Corinne Bailey Rae mnie zaskoczyła. Nie tylko dlatego, że dawno nie docierały do mnie newsy z obozu artystki, co przez wzgląd na zawartość “Black Rainbows”. Kto bowiem oczekiwał kontynuacji tych dość łagodnych brzmień, ten na dźwięki szalonego singla “New York Transit Queen” serio musiał przecierać oczy (uszy?) ze zdumienia. Ja nową Corinnę kupuję w stu procentach. Jej czwarty studyjny album jest krążkiem bardzo konkretnym, pełnym niespodzianek, udanych eksperymentów i kontrastów. Jeszcze trochę czasu do końca roku nam zostało, ale wiem już teraz, że “Black Rainbows” w moim prywatnym rankingu poszybuje bardzo wysoko.

Warto: Peach Velvet Sky & Before the Throne Of the Invisible God & Black Rainbows

____________

Corinne Bailey Rae ♣ The SeaThe Heart Speaks in Whispers

One Reply to “RECENZJA: Corinne Bailey Rae “Black Rainbows” (2023) (#1429)”

  1. Załączone przez Ciebie utwory robią ogromne wrażenie i zapisuję “Black Rainbows” na liście do przesłuchania.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *