Słaby line up “na papierze”, jesienna, smutna pogoda, ogromne zaskoczenie, tańce, fajerwerki i osiemnaście zawałów serca – 2 lipca piętnasta edycja Open’er Festival przeszła do historii.
Słaby line up “na papierze”, jesienna, smutna pogoda, ogromne zaskoczenie, tańce, fajerwerki i osiemnaście zawałów serca – 2 lipca piętnasta edycja Open’er Festival przeszła do historii.
Amerykański hip hop, głośni brytyjscy debiutanci, wielkie show powracającej kapeli i porcja chłodnej, islandzkiej magii po północy – taki był trzeci dzień Open’er Festival.
Mecz czy koncert, bezkompromisowa Maria Peszek, biało-czerwone barwy, weterani Foals, papryczki lecz nie chili i hipnotyczna dawka bałkańskiego folku – dzień drugi Open’er Festival przeszedł do historii.
Z dużej chmury duży deszcz, garść wzruszeń, inwazja wianków, wyluzowani Miles & Alex, powrót królowej brytyjskiej alternatywy na polską ziemię oraz pełne barw i laserów show Australijczyków – taki był pierwszy dzień tegorocznej edycji Open’er Festival.
“She’s so Unusual” – słowa tworzące tytuł debiutanckiej płyty Cyndi Lauper z 1983 roku towarzyszą amerykańskiej wokalistce z pewnością nie rzadziej niż przebój “Girls Just Want to Have Fun”. Bowiem mało która jej koleżanka po fachu pochwalić się może tak bogatą dyskografią. Nie wyraża się ona jednak w ilości studyjnych albumów, lecz liczbie gatunków, którymi już artystka się bawiła. Popowe “True Colors”; jazzujące, pełne klasyków “At Last”; roztańczone “Bring Ya to the Brink” czy w końcu będące ukłonem w stronę muzyki amerykańskiego południa “Memphis Blues”, które na moment ożywiło karierę Lauper. Na najnowszym, tegorocznym wydawnictwie wokalistka zabiera nas w podróż wgłąb Tennessee.
Nigdy nie byłem w Bejrucie, ale spodobała mi się chwytliwa nazwa tego miasta – tak genezę nazwania swojej kapeli na cześć stolicy Libanu tłumaczy Zach Condon. Przeglądając płyty założonej dekadę temu grupy nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że do czynienia mam z… najbardziej geograficznym zespołem, jaki kiedykolwiek wpadł mi w ucho. “Brandenburg”, “Bratislava”, “Nantes” i “Santa Fe” to tylko kilka przykładów z muzycznego atlasu Amerykanów. W końcu od podróży wszystko się zaczęło, Zresztą ciągle ona trwa, zostawiając po sobie w 2015 roku nowy znak – album “No No No”.