RECENZJA: The National “Laugh Track” (2023) (#1432)

Takiego obrotu spraw nie spodziewali się chyba najwięksi, najstarsi fani amerykańskiej formacji The National. Dowodzona przez Matta Berningera kapela od dłuższego czasu koncertuje z materiałem z wydanej na wiosnę tego roku płyty “First Two Pages of Frankenstein” i już chętna jest rozszerzyć setlistę występów o premierowe numery. Te ukazały się pod szyldem “Laugh Track”.

Nie ma dla mnie nic gorszego w sitcomach czy innych rozrywkowych programach ponad podłożoną ścieżkę z nagranym śmiechem, gdy to, co widzimy na ekranie, dalekie jest od wesołości. Nazwa tego dziwacznego “wynalazku” posłużyła The National za tytuł dziesiątej studyjnej płyty, i nie byłoby w tym nic przesadnie dziwnego, gdyby nie fakt, że mamy do czynienia z grupą, do której przylgnął przydomek najsmutniejszego zespołu świata.

Podobnie jak to miało miejsce na poprzednim wydawnictwie The National, tak i tutaj Berninger zostawia miejsce w chórkach innym artystom. Swój trzeci występ u boku zespołu zalicza Phoebe Bridgers. Tym razem indie folkowa artystka pojawia się w tle miękkiego, flirtującego z americaną utworu tytułowego. Kojarzony ze współpracą z Aaronem Dessnerem Bon Iver wtrąca swoje trzy grosze w indietroniczne “Weird Goodbyes”, zaś echa country pobrzmiewają w “Crumble” za sprawą Rosanne Cash.

Największa niespodzianka czeka jednak na samym końcu albumu. Przeszło siedmiominutowe “Smoke Detector” to połączenie ciepłego barytonu Matta ze sporą dozą zaszytej w jego głosie nonszalancji oraz aranżacją dotykającą garażowego rocka. Tak chaotyczni (w dobrym tego słowa znaczeniu) The National nie byli od ponad  piętnastu lat. Podobają mi się także dwie kosmiczne, eksperymentalne kompozycje – “Alphabet City” i rozkwitające “Space Invander”. Elektroniczne elementy wzbogacają i “Dreaming”. Pięknie wybrzmiewa zaaranżowana na pianino ballada “Hornets”, podczas gdy “Deep End (Paul’s in Pieces)” to popis gitarowego grania i powrót do czasów “Trouble Will Find Me”.

“Laugh Track” nie jest płytą równie przewrotną w kontekście historii The National co “Boxer” czy “Sleep Well Beast”. To raczej naturalny kontynuator tegorocznego krążka “First Two Pages of Frankenstein” – utrzymany w podobnie melancholijnych, przygaszonych indie-alt-rockowych barwach o sporej dawce melodyjności i ogromnych pokładach spokoju. Tym razem jednak spokój ten objawia się nie tylko w samych aranżacjach, co klimacie nagrań. Po burzliwych miesiącach, które prawie doprowadziły do rozpadu grupy, Matt Berninger ponownie ma jaśniejszy umysł. Kolejna piękna płyta w wykonaniu amerykańskiej kapeli, choć raczej dla wytrwałych słuchaczy.

Warto: Smoke Detector & Hornets

___________________

The NationalSad Songs for Dirty Lovers Alligator Boxer High VioletTrouble Will Find MeSleep Well BeastI Am Easy to Find First Two Pages of Frankenstein

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *