TOP20: najlepsze epki 2018

20. IGGY AZALEA SURVIVE THE SUMMER

Iggy Azalea nagrała epkę, której osoby zakochane w “Fancy” czy “Black Widow” raczej nie polubią. Zrzuciła z siebie presję tworzenia kolejnych przebojów i zaprezentowała materiał, za który w końcu chce się ją traktować poważnie. Przygotowane z myślą o utworach z “Survive the Summer” podkłady oryginalnością może i nie grzeszą, ale świetnie dopełniają bardziej gniewny, bezkompromisowy wizerunek Azalei. Najnowszy mini album jest małym krokiem dla hip hopu, ale wielkim dla australijskiej gwiazdy.

19. CASSIE MARIN S.O.S.

Cassie Marin Ameryki swoją twórczością nie odkryła. “S.O.S.” nie atakuje słuchacza wieloma zakręconymi pomysłami, połamanymi bitami czy dźwiękowymi wariactwami. Wokalistka swoje brzmienie dobrała z głową. Ta mieszanka elektroniki, alternatywnego popu czy r&b ładnie współgra z dziewczęcym, stonowanym głosem Marin, ani przez chwilę nie przykrywając smooth wokali Amerykanki, czego bez trudu dokonałyby wyraźniejsze podkłady. Epki “S.O.S.” słucha się przyjemnie i ani razu nie naszła mnie ochota na wzywanie pomocy. Nawet jeśli nie wszystkie kompozycje potrafią podobnie sobą zainteresować.

18. FIRST AID KIT TENDER OFFERINGS

Być może kompletnie wyrzuciłabym szwedzki duet First Aid Kit z pamięci, gdyby nie George Ezra i jego nagranie “Saviour”, w którym siostry Söderberg się pojawiają. Na fali fascynacji wspomnianym utworem zainteresowałam się ostatnią aktywnością Szwedek. W 2018 roku zaskoczyły epką “Tender Offerings”, która jest dopełnieniem albumu “Ruins”. Wydawnictwo wypełnione jest folkowymi, przeważnie akustycznymi piosenkami na dwa głosy. Nic nowego, nic oryginalnego, ale za to niezwykle ujmującego. W piosenkach First Aid Kit sporo jest smutku i tęsknoty. Te cztery tracki zachęciły mnie do sięgnięcia po całą dyskografię sióstr. To taki mój mały plan na 2019 rok.

17. BLUECTRL DIRTY MOTEL FLOOR

Tak bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że w Polsce epki nie są zbyt popularne, że początkowo nie zdałam sobie wiele trudu by sprawdzić, kim tajemniczy Bluectrl jest. A tymczasem to Polak, który w 2018 roku zaczął umieszczać swoje pierwsze nagrania w sieci. Jego epkę “Dirty Motel Floor” odnaleźć można w różnych serwisach streamingowych. Jaka to muzyka? Melancholijna elektronika. Sporo tej melancholii jest i w wokalu samego artysty, choć właśnie on jest elementem, do którego można mieć najwięcej uwag. Brzmi nieco monotonnie i pusto, ale po obróbkach i przy takich chłodnych podkładach sprawdza się nieźle.

16. JENNY HVAL THE LONG SLEEP

Przed rokiem norweska wokalistka i producentka Jenny Hval spodobała mi się w nagraniach Lindstrøma (“Bungl (Like a Ghost)”) i Kelly Lee Owens (“Anxi.”). W 2018 po dwóch latach od premiery albumu “Blood Bitch” podzieliła się ze słuchaczami nową epką. Jej solowa twórczość przed zapoznaniem się z “The Long Sleep” była dla mnie zagadką. Obstawiałam raczej, że po gościnnych udziałach w elektronicznych numerach jej własne bazują na podobnych patentach. Tymczasem sporo tu bajkowych aranżacji, na którą złożyła się gra takich instrumentów jak pianino czy smyczki. Komputery też są, ale starają się nie dominować nad całością a raczej nadawać jej ciekawy kierunek.

15. KERO KERO BONITO TOTEP

Mam nadzieję, że przygoda z tymi ostrzejszymi klimatami nie była chwilowa, gdyż album “Bonito Generation” brytyjskiego kolektywu podążał w złą stronę – wchodzące w jego skład electropopowe kompozycje lądowały kilka półek niżej w porównaniu ze swoimi mixtape’owymi kolegami. Muzyka Kero Kero Bonito zrobiła się zbyt plastikowa i irytująca, a posyłany w każdym utworze uśmiech zaczął sprawiać wrażenie fałszywego. “TOTEP EP” jest więc jak powiew świeżego powietrza, jakkolwiek by to nie brzmiało, gdy myślę o tak garażowym albumie.

14. SASHA SLOAN SAD GIRL

Sasha Sloan wydaje się być postacią z totalnego popowego undergroundu. Tymczasem jej kompozycje w serwisach streamingowych odtworzone już zostały miliony razy. Niezły wynik jak na wokalistkę, która dotąd udzielała się rzadko, która nie jest mistrzynią autopromocji, i której bliżej do wizerunku “dziewczyny z sąsiedztwa” aniżeli gwiazdy pop z prawdziwego wrażenia jednym gestem porywającej tłumy. Twórczość Sloan jest jednak odpowiednią propozycją dla osób zmęczonych krzykliwymi, przeprodukowanymi hitami. Mnie jednak bardziej niż sama muzyka ujęła warstwa liryczna. Nieraz mam w sobie sporo z tej sad girl. A Sasha Sloan ma spory talent do przenoszenia myśli na papier. Nowa Sia?

13. H.E.R. I USED TO KNOW HER PT 1 & 2

Muzyczny pseudonim Gabrielli Wilson, H.E.R., rozwija się jako Having Everything Revealed, co w luźnym tłumaczeniu na język polski oznacza ujawnienie wszystkiego. Mam jednak nadzieję, że wokalistka nie wzięła sobie za bardzo swojego artystycznego przydomku do serca i w ciągu swojej krótkiej kariery nie wyłożyła na tacę wszystkiego, co ma nam do zaoferowania. A co już pokazała? Po prostu kawał dobrego r&b. Obie epki “I Used to Know Her” niczym nie zaskakują, ale są zbiorem niezłych nagrań. Mini albumy poleciłabym bardziej fanom czarnych brzmień zastanawiającym się od dawna, po co ta Beyoncé tak kombinuje, aniżeli osobom, które szukają w muzyce oryginalności lub chwytliwych refrenów.

12. NOAH CYRUS GOOD CRY

Przyznam szczerze, że wieści o planowanej muzycznej karierze Noah Cyrus budziły u mnie lekki uśmiech politowania. Kolejna Cyrus? Serio? Tym bardziej, że barwa głosu osiemnastolatki jest bardzo zbliżona do tej, którą obdarzona została Miley. Obawiałam się także, że nastolatka wpadnie w ręce producentów, który zapragną zrobić z niej radiowy produkt wciskający ludziom banalny pop. Jednak już jej pierwszy singiel, świetne “Make Me (Cry)” (feat. Labrinth), przekonał mnie, że dziewczyna ma głowę na karku. Epka “Good Cry” także może się podobać. Ja szczególnie doceniam na niej teksty i wykonanie. Noah otworzyła się przed słuchaczami i podzieliła emocjami, które żadnemu człowiekowi nie są obce.

11. NOTHING BUT THIEVES WHAT DID YOU THINK WHEN YOU MADE ME THIS WAY?

Śledząc różne muzyczne portale od lat zauważam, że nie ma bardziej ograniczonej grupy słuchaczy od fanów rocka czy metalu (i ich odcieni). Dla tych ludzi czas zatrzymał się na latach 90. Jak mantrę powtarzają słowa, że rock is dead. A tymczasem za sprawą takich kapel jak Nothing But Thieves ma się całkiem dobrze. Brytyjska formacja rozszerzyła album “Broken Machine” epką o tytule będącym długim wersem jednej z premierowych kompozycji. “What Did You Think When You Made Me This Way?” jest więc naturalnym dopełnieniem płyty i porcją niebanalnego alt rockowego grania.

10. SEVDALIZA THE CALLING

Pochodząca z Iranu Sevdaliza była jednym z moich największych odkryć 2017 roku. Jej muzyka nie należy do tych, które potrafiłabym katować na okrągło, ale bywają dni (a może raczej późne wieczory i noce), podczas których jej elektroniczno-smyczkowe brzmienia idealnie sprawdzają się jako ścieżka dźwiękowa. A ta w ubiegłym roku powiększyła się o epkę “The Calling”. Bez rewolucji. To wciąż to samo duszne, zmysłowe granie znane ze zjawiskowego albumu “ISON”. Za każdym razem, gdy słucham muzyki Sevdalizy, odnoszę wrażenie, jakbym wybierała się w podróż po krajach Bliskiego Wschodu, wędrując po nich tylko po zmroku.

9. WALLICE BIG SUGAR

Debiutancki mini album amerykańskiej wokalistki Wallice daje nam zaledwie siedemnaście minut muzyki. Ale za to muzyki naprawdę dobrej. “Big Sugar” brzmi świeżo, ale przede wszystkim interesująco. Chociaż piosenki nie pochodzą z różnych bajek, nie ma się wrażenia, że cały czas mamy do czynienia z jedną melodią powtórzoną pięć razy. Sama Wallice starała się zaprezentować nam rozmaite odcienia swego wokalu i jego możliwości. Skromne, ale dopasowane do muzyki. Mimo iż inspiracjami dla artystki są Lana Del Rey i Lorde, Wallice nie kopiuje bezmyślnie ich stylu. Może oprócz smutku, ale ten także może przyjmować różne oblicza.

8. POPPY AJUDHA FEMME

Wokalistek całymi garściami czerpiącymi z dziedzictwa nieodżałowanej Amy Winehouse jest bardzo wiele. W ubiegłym roku w ucho wpadła jedna z nich – pochodząca z Londynu Poppy Ajudha. Jej głos nie jest może tak zapamiętywalny jak wokal, którym dysponowała Winehouse, ale daleko mu do banalności. Muzycznie na epce “FEMME” artystka przenosi nas do początku nowego tysiąclecia, prezentując jazzująco-soulowo-rhythm’and’bluesowe melodie inspirowane “Frankiem”, choć nie mniej zainteresowane jej twórczością powinny być osoby zakochane we wczesnych dokonaniach Alicii Keys. Od Amy najbardziej odróżniają Poppy teksty. Debiutująca wokalistka mniej skupia się na sobie, więcej uwagi poświęca otaczającemu ją społeczeństwu, zmuszając słuchaczy do refleksji.

7. CARLA DAL FORNO TOP OF THE POPS

“Top of the Pops” było popularnym brytyjskim telewizyjnym programem emitowanym w od lat 60. Przewinęła się przez niego cała plejada muzycznych gwiazd. Dwanaście lat po emisji ostatniego odcinka epkę o identycznym tytule wydaje (co ciekawe, fizycznie jedynie na kasecie) australijska wokalistka Carla dal Forno. Umieściła na swoim mini albumie covery swych ulubionych popowych nagrań. Jest tu miejsce dla Lany Del Rey, ale i kilku niszowych wykonawców jak The Fate czy Liliput. Żadna z przeróbek nie jest kalką oryginałów. Carla trzyma się swojego stylu, serwując nam granie osnute delikatnym mrokiem, ale jednocześnie łagodne i minimalistyczne.

6. RAVYN LENAE CRUSH

Nie raz już wspominałam, że lubię takie wydawnictwa – krótkie, z małą ilością piosenek, pozwalające w krótkim czasie przekonać się, czy warto dalej daną postać obserwować. W muzykę Ravyn Lenae wsiąkłam od pierwszych sekund. Warto poznać zawartość “Midnight Moonlight” i “Moon Shoes”, ale to “Crush” pokazuje nam najlepsze oblicze młodej wokalistki. To epka lekka, pełna uroku, ale nie banalna. O rhythm’and’bluesowej, lecz ciekawej bazie. Dobra zmiana zaszła w warstwie melodycznej. Mniej tu ingerencji komputerowych, elektronicznych zabawek. Sam nastrój epki jest pogodniejszy i taki… milutki.

5. THE WEEKND MY DEAR MELANCHOLY,

Odkrywaniu epki “My Dear Melancholy,” towarzyszył podobny dreszczyk podniecenia co pierwszym spotkaniom m.in. z “Thursday” czy “Echoes of Silence”. I to jest największa zaleta tego mini albumu. Artysta ponownie wkupił się w moje łaski. Ten przecinek w tytule epki nie jest przypadkowy. Na pewno wkrótce otrzymamy kolejne wydawnictwo a może nawet i dwa. W końcu kto ze starych fanów Abla po wysłuchaniu “Beauty Behind the Madness” i “Starboy” nie zamarzył o nowej “Trilogy”? Pytanie, co o nowej muzyce The Weeknd sądzą Hadid i Gomez. Co jeszcze ma im do wyśpiewania (zarzucenia) wokalista?

4. HOZIER NINA CRIED POWER

Oj, chciałoby się dostać już drugi studyjny album Hoziera. Podobno poczekać na niego musimy jeszcze kilka miesięcy, a poziom mojej niecierpliwości już teraz jest bardzo wysoki. Epką “Nina Cried Power” Irlandczyk udowodnił, że przez te kilka lat nie osiadł na laurach. Dopracowywał swój styl, ale jednocześnie (o czym przekonują “NFWMB” i tytułowa kompozycja) miał otwarty umysł na nowe muzyczne rozwiązania. Ubiegłoroczny mini album jest rewelacyjnym powrotem i zapowiedzią czegoś naprawdę pięknego i porywającego.

3. SMERZ HAVE FUN

Niepozowane, naturalne zdjęcie z babskiego wypadu (ognisko? piknik?) zdobiące okładkę zdaje się mówić, że tu nic nie jest upudrowane, wyszminkowane, potraktowane fotoszopem, sztuczne. Smerz wyraźnie odcinają się od wizerunków kobiecych gwiazd estrady, które zawsze starają się wyglądać jak milion dolarów. Pozostają przy tym pewne siebie i swojej kobiecości, choć malutko jest w ich muzyce agresji czy chwytów znanych chociażby z twórczości Peaches czy Pussy Riot. To raczej zmysłowe, elektroniczne granie podane ze sporą dawką pieprzu. Świetny norweski produkt eksportowy.

2. SUDAN ARCHIVES SINK

Pierwszej długogrającej płyty na koncie Brittney Parks jeszcze nie ma, ale jej dwie epki (“Sudan Archives” z 2017 i będące dziś w kręgu moich zainteresowań “Sink”) podpowiadają, ze może to być jeden z lepszych tegorocznych debiutów. Mająca afrykańskie korzenie artystka (podpisująca się jako Sudan Archives) przemyca w swojej twórczości wpływy takich gatunków jak alternatywne r&b, hip hop, elektronika i folk – rzecz jasna ten z Czarnego Lądu, o egzotycznym, ciepłym zabarwieniu. Można sądzić, iż w kontekście r&b godnego kolejnej dekady XXI wieku powiedziano już wiele, ale artystka udowadnia, że wciąż da się z tego gatunku coś wycisnąć. Tym bardziej, gdy człowiek ma odwagę pomieszać go z innymi gatunkami i śmiało dodać do całości cząstkę swojej kultury.

1. KILO KISH MOTHE

Wydana w 2014 roku epka “Across” przedstawiała nam Kilo Kish jako wokalistkę, która dobrze odnajduje się w brzmieniach z pogranicza alternatywnego r&b i hip hopu, ale której brakuje odwagi lub chęci do większych eksperymentów. Lepiej pod tym względem wypadała płyta “Reflections in Real Time”, która była znacznie mniej piosenkowa a bardziej narracyjna i posiadająca cechy albumu koncepcyjnego. Prawie godzinne wydawnictwo było sprawdzianem nie tylko dla Kish, ale i słuchaczy. Przyjemnie sączyło się z głośników, ale chętnie zastępuję je epką “MOTHE”. Mini album jest porcją intensywnych muzycznych barw lekko przyciemnianych przez mrok tanecznego klubu. Warto oderwać się od rzeczywistości i zapaść w trans.

3 Replies to “TOP20: najlepsze epki 2018”

  1. 20. Uwielbiam!
    19. Uwielbiam!
    18. Uwielbiam!
    17. ughrrrrrrzygrrr
    16. Uwielbiam!
    15. Uwielbiam!
    14. Uwielbiam!
    13. Uwielbiam!
    12. Uwielbiam!
    11. Uwielbiam!
    10. Uwielbiam!
    9. Uwielbiam!
    8. Uwielbiam!
    7. Uwielbiam!
    6. Uwielbiam!
    5. Uwielbiam!
    4. Uwielbiam!
    3. Uwielbiam!
    2. Uwielbiam!
    1. Uwielbiam!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *