#471 “Pepsi Beats of the Beautiful Game” (2014)

W imprezach sportowych już dawno przestało chodzić o sam sport. Dziś jest to po prostu świetnie prosperujący biznes. Obserwować to możemy na przykładzie odbywających się właśnie w gorącej Brazylii Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Tworzone są specjalne edycje różnych produktów z myślą o Mundialu; gadżety w barwach państw biorących udział w rozgrywkach czy koszulki z nazwiskami najlepszych zawodników już dawno czekały w magazynach. Nie jesteście fanami piłki i nie widzicie różnicy między rzutem rożnym a karnym? Spalony jest dla was tak samo niezrozumiany jak chemia? Spokojnie, i dla was coś się znajdzie, byście nie czuli się wyobcowywani przez najbliższy miesiąc. Co powiecie na muzyczną ucztę pod patronatem marki Pepsi?

Czytaj dalej #471 “Pepsi Beats of the Beautiful Game” (2014)

#470 Cher Lloyd “Sorry I’m Late” (2014)

Jak długo trwa kariera typowego uczestnika programów talent show? Jedną? Dwie płyty? W przypadku brytyjskiego X-Factora nie da się tego jednoznacznie określić. Mamy bowiem utrzymujące się wciąż na topie zespoły – One Direction i Little Mix. Są i artystki, które muszą dziś mocno walczyć o dawną pozycję (Leona Lewis, Alexandra Burke). Ciężko powiedzieć, jak sprawa będzie przedstawiać się z inną uczestniczką tego show, Cher Lloyd. Pierwszą płytę wydała na gorąco, nad drugą długo pracowała. Ale czy czasochłonne dopieszczanie krążka faktycznie przełożyło się na jakość zawartego na nim materiału?

Czytaj dalej #470 Cher Lloyd “Sorry I’m Late” (2014)

#468, 469 Amerie “All I Have” (2002) & “Touch” (2005)

W Polsce muzyka r&b nigdy nie była szczególnie popularna. Nic z resztą dziwnego. Jest ona domeną czarnoskórych artystów. Nie mają oni co prawda monopolu na jej tworzenie, ale przez swoją osobowość, postawę czy najogólniej mówiąc geny, stali się prawdziwymi mistrzami tego gatunku. Mają ten flow po prostu we krwi. W polskich stacjach radiowych dobrego r&b jak na lekarstwo. A jak już, to prezentowane jest w nowoczesnym wydaniu. Od jednej z przedstawicielek tego gatunku, Beyonce, męczą nas ciągle “Halo”, ignorując np. “Naughty Girl” czy jej dokonania z girlsbandem Destiny’s Child.

O Amerie słyszałam dotychczas jedynie od osób, które na co dzień słuchają r&b. Ten gatunek i mi jest bliski, dlatego postanowiłam sprawdzić, co wokalistka ta ma nam do zaprezentowania. Zaczęłam od jej debiutanckiej płyty “All I Have”. Kiedy zobaczyłam, że wydana ona została w 2002 roku, bardzo się ucieszyłam. Wyznaję bowiem niepisaną zasadę, że jeśli r&b, to tylko te z przełomu wieków. Intrygował mnie tytuł debiutu Amerie, który na polski przetłumaczyć można jako wszystko, co mam. Jednak, po zapoznaniu się z zawartym na nim materiałem, zaczęłam mieć nadzieję, że jednak wokalistka będzie mieć coś więcej do zaoferowania słuchaczowi na kolejnych płytach i, wbrew nazwie albumu, pokazała nam tylko próbkę swojego talentu czy osobowości. “All I Have” jest krążkiem przyjemnym i lekkim, ale mało ambitnym czy oryginalnym.

Amerie zabiera nas w podróż po dwunastu kompozycjach. I to podróż nie samolotem, ale raczej pociągiem. Bez mocnego wstępu i zakończenia oraz dość jednostajną. Zaczyna się od żywszego, średnio zaśpiewanego “Why Don’t We Fall in Love” i “Talkin’ to Me”, w tle którego pogrywa gitara akustyczna. Bardzo podoba mi się swobodne “Nothing Like Loving You” oraz “Can’t Let Go”. Ciekawie zaczyna się “Need You Tonight”. Wyrazista muzyka to atut tego kawałka. Szkoda, że na jej tle wokal Amerie wypada dość blado. Do żywszych kawałków zaliczyć można również takie piosenki jak “Got to Be There”, wyśpiewane wyższym głosem i charakteryzujące się szarpanym rytmem “I Just Die”, “Float” oraz “Hatin’ On You”. Fani pościelówek sięgnąć powinni po “Show Me”, “All I Have” czy “Outro”.

Nie będę okrutna dla Amerie. W końcu “All I Have” to tylko jej debiut. Mało wciągający czy inspirujący, ale w gruncie rzeczy znośny i nieirytujący.

Czasem wystarczy jedna piosenka, by z muzycznego undergroundu wejść na sam szczyt. Taki los spotkał Amerie – amerykańską wokalistką r&b. Na miesiąc przed premierą swojej drugiej studyjnej płyty “Touch” wypuściła przebojowy, lekko funkowy singiel “1 Thing” i już miała świat u swych stóp. Zyskała rozgłos nie tylko w USA, ale i Europie czy Australii. Płyta promowana takim bangerem nie powinna zawodzić. Nic więc dziwnego, że przed sięgnięciem po “Touch” zadawałam sobie pytanie, czy nie sprawdzi się tu przysłowie mówiące, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.

W studiu Amerie ponownie wspierana była przez Richa Harrisona. Pomagał jej również duet producencki Dre & Vidal, którzy tworzył m.in. dla Mary J. Blige czy Jill Scott. Wspólnymi siłami stworzyli oni piosenki ciekawsze i odważniejsze w porównaniu do tych z “All I Have”. Wciąż osadzone w kołyszących rhythm’and’bluesowych rytmach, ale czerpiące też całymi garściami z funkowych czy hip hopowych klimatów. Metamorfozę przeszła również Amerie. Z nieco nieśmiałej, czy nawet wycofanej wokalistki, w pewną siebie kobietę.

Krążek otwiera wspomniana wcześniej piosenka “1 Thing”. Później artystka serwuje nam m.in. charakteryzujące się saksofonowymi wstawkami “All I Need”; zadziorne, seksowne “Touch”; posiadające świetną melodię (ta perkusja!) “Like It Used to Be”; żywiołowe “Talkin’ About” (irytują mnie jedynie momenty, kiedy Amerie ‘śpiewa’ coś na kształt yeah whoa) czy mające elektryczny wręcz początek “Come With Me”. Warto sięgnąć po ładny duet z Carlem Thomasem “Can We Go”, balladowe “Just Like Me” czy kojarzące mi się z pierwszymi dokonaniami girlsbandu Destiny’s Child “Falling”. Na zakończenie polecam zapoznać się z remixem singla “1 Thing”, w którym Amerie towarzyszy Eve. Szczególnie  dobrze w tej piosence wypadła raperka, choć jej partia jest niestety krótka.

W ciągu tych trzech lat, jakie minęły od wydania “All I Have” do ukazania się “Touch”, muzyka Amerie nabrała przebojowości i dynamizmu. Wciąż może r&b w wykonaniu artystki nie prezentuje mistrzowskiego poziomu, ale cieszy, że z płyty na płytę wokalistka podnosi sobie poprzeczkę. Odwołując się do tego, co napisałam na początku: “1 Thing” odpowiednio zareklamował drugą płytę Amerie. Po jej przesłuchaniu już wiem, że nie tylko zawiera równie chwytliwe melodie, ale i lepsze piosenki od singla.

#467 Mariah Carey “Me. I Am Mariah… The Elusive Chanteuse” (2014)

Mariah Carey budzi emocje. Raz ją uwielbiam, raz nie mogę na nią patrzeć. Czasem potrafię przesłuchać kilka jej płyt jedna po drugiej. Czasem zaś wyłączam album po jednej piosence. Nie zmienia się jednak jedno – szacunek, jakim ją darzę. Cenię ją za niesamowity głos, którym, niestety, w ostatnich latach nie operuje już tak, jak jeszcze w latach 90. Mimo to nadal zalicza się ją do grona najbardziej utalentowanych wokalistek. Ze zgrozą jednak czytam komentarze, że czas wyjców się skończył. Po przesłuchaniu najnowszej (już czternastej!) studyjnej płyty Carey, mogę powiedzieć, że Mariah nie powiedziała jeszcze (albo – nie wyśpiewała) ostatniego słowa.

Czytaj dalej #467 Mariah Carey “Me. I Am Mariah… The Elusive Chanteuse” (2014)

RANKING: Moje festiwalowe marzenia 2014

Lato, jak powszechnie wiadomo, to czas festiwali. Jest ciepło, słonecznie, kolorowo. Ludzie mają dość siedzenia w czterech ścianach. Mają ochotę na zabawę przy dobrej muzyce. A gdzie znajdą więcej fanu niż na koncercie ulubionej gwiazdy? Postanowiłam przejrzeć oferty polskich i europejskich festiwali w poszukiwaniu artystów, których chciałabym zobaczyć na żywo. Tak też powstały dwa zestawienia: pięciu gwiazd muzyki, które pojawią się wkrótce w Polsce oraz pięciu, których posłuchać będzie można w innych europejskich krajach, Moja wishlista, po prostu.

Czytaj dalej RANKING: Moje festiwalowe marzenia 2014