Chociaż konkurs piosenki Eurowizji co roku gromadzi przed telewizorami wielomilionową publiczność, z jego uczestników, którym udało się wywalczyć niemałą sławę wymienić można raptem zespół ABBA i Celine Dion. A było to kolejno w latach 70. i 80. Nic więc dziwnego, że i o Szwedce Loreen, laureatce edycji z 2012 roku, słuch szybko zaginął. A szkoda, bo jej drugi studyjny album, “Ride”, nieźle się broni.
TOP75: najlepsze albumy 2017 roku (50-26)
TOP20: najlepsze epki 2017
TOP150: najlepsze piosenki 2017 roku (50-1)
#CUTOFF: sierpień ’17
#338 Loreen “Heal” (2012)
Chociaż Eurowizja co roku gromadzi przed telewizorami miliony widzów, dla mnie jest synonimem obciachu. Kiczowate stroje, słabe wykonania, piosenki wołające o pomstę do nieba. Festiwal swoim zwycięzcom przynosi zazwyczaj krótką sławę. Dlatego też jestem bardzo ciekawa, kiedy w zapomnienie odejdzie zeszłoroczna tryumfatorka tej imprezy – Loreen. Wokalistka pochodzi ze Szwecji, ale w jej żyłach płynie marokańska krew. Serca europejskich słuchaczy podbiła za sprawą utworu “Euphoria”. Kwestia czasu było pojawienie się jej debiutanckiej płyty. Teraz, gdy emocje już opadły, jesteśmy w stanie ocenić czy Loreen podziękujemy, czy damy szansę.